Blisko setka osób wzięła udział w niedzielnym porządkowaniu Cmentarza Żydowskiego w Warszawie. Odbyło się ono w ramach obchodów 70. rocznicy powstania w getcie warszawskim. "To byli nasi współobywatele" - mówili wolontariusze o spoczywających na cmentarzu.
W niedzielę rano wolontariusze, po otrzymaniu grabi i przydzieleniu sekatorów, przystąpili do usuwania chwastów i samosiejek, grabienia liści, zbierania śmieci, malowania żeliwnych ogrodzeń grobów. Porządkowano przede wszystkim kwaterę główną.
"Spodziewaliśmy się większego odzewu niż zazwyczaj ze względu na rocznicę powstania w getcie, ale nie spodziewaliśmy się, że przyjdzie aż tyle osób" - powiedział PAP pisarz Jacek Dehnel. Od trzech lat razem z Alicją Mroczkowską prowadzi Ochotniczy Hufiec Porządkowania Cmentarza Żydowskiego im. Józefa Rajnfelda, w ramach którego co miesiąc na cmentarzu odbywa się sprzątanie.
"Mam nadzieję, że część z tych osób zostanie z nami i będzie przychodziła na kolejne hufce. Pole do popisu jest ogromne, mamy 33 ha, a do tej pory udało nam się jako tako uporządkować zaledwie kilka kwater" - zaznaczył Dehnel.
Jak podkreślił, cmentarz jest bardzo zaniedbany, jego konserwacja wymaga ogromnych nakładów pracy i pieniędzy. "Na to nawet większa grupa wolontariuszy pozwolić sobie nie może. Potrzeba profesjonalnych konserwatorów i kamieniarzy" - mówił.
Współorganizatorem niedzielnego sprzątania jest Muzeum Historii Żydów Polskich, jeden z organizatorów obchodów 70. rocznicy powstania w getcie warszawskim, które wybuchło 19 kwietnia 1943 r. W piątek placówka zainauguruje działalność w nowym gmachu przy ul. Anielewicza.
Zbliżająca się rocznica skłoniła do udziału w niedzielnym porządkowaniu Hannę Konarowską i jej synka Macieja. "Na opiekę nad Cmentarzem Żydowskim zawsze brakuje czasu i pieniędzy, a to jest część Warszawy, duża część historii" - powiedziała PAP Konarowska. "Najbardziej mi się podoba, że przyszedłem komuś pomóc" - dodał jej sześcioletni Maciej.
"To byli nasi współobywatele" - powiedziała PAP Ewa Skórska o spoczywających na cmentarzu Żydach. Jak przekonywała, żydowska nekropolia wymaga szczególnej opieki, ponieważ niewielu przodków pochowanych tam osób ma możliwość zadbania o groby najbliższych. Pani Ewa na sprzątanie przyszła z wnukiem, razem usuwali młode drzewka, które wysiały się pomiędzy nagrobkami.
12-letni Kuba, wnuczek pani Ewy, przyszedł również, aby posłuchać wykładu znawcy cmentarza Jana Jagielskiego z Żydowskiego Instytutu Historycznego. Chłopiec ma za zadanie domowe napisać o różnicach pomiędzy cmentarzem żydowskim a katolickim.
Jak tłumaczył w niedzielę Jagielski, choć często żydowskie nekropolie były i są nazywane "kirkutami", "żaden porządny Żyd tak cmentarza nie określa, on mówi o nim dużo ładniej". W języku hebrajskim cmentarz to "bet chaim" (dom życia), "bet kwarot" (dom grobów) lub "bet olam" (dom życia wiecznego).
Cmentarz przy ul. Okopowej jest najmłodszą, chronologicznie trzecią żydowską nekropolią w Warszawie. Założono go w 1806 r., wkrótce po tym, jak Żydom pozwolono osiedlać się w granicach miasta.
Jagielski wyjaśnił, że Żydzi nigdy nie sadzą drzew na cmentarzach, ponieważ ich korzenie mogłyby naruszyć ciało zmarłego chowane bezpośrednio w ziemi. "Te ogromne drzewa wysiały się same po II wojnie światowej, na zdjęciach sprzed wojny widać, że na terenie cmentarza nie rośnie ani jedno drzewo" - powiedział.
Obecnie na terenie żydowskiego nekropolii można usuwać jedynie samosiejki, mimo że największym zagrożeniem dla nagrobków są drzewa większe - ich potężne korzenie wypychają macewy, niszcząc je. Drzewa rosną jednak na terenie zabytkowym, co oznacza, że nie mogą zostać usunięte. (PAP)
mce/ala/