300 mln dolarów za prześladowania z lat 50. wobec swego męża i ojca żądały trzy kobiety mieszkające dziś w USA. Sąd Najwyższy potwierdził w środę przyznanie im po 55 tys. zł. "Żądana kwota była nierealna w polskich warunkach; wiemy zaś jak to bywa w USA" - podkreślił sędzia.
W 1952 r. wojskowy pilot, por. Andrzej Krajewski, dowódca klucza ze szkoły "Orląt" w Dęblinie, został aresztowany i skazany w sfingowanym przez stalinowskie organa śledcze procesie politycznym. Wyszedł na wolność w 1955 r., zrehabilitowano go w 1957 r., przyznano mu też 18 tys. zł odszkodowania. Do wojska jednak nie mógł wrócić. Pracował w aeroklubie w Grudziądzu. Porwanym z tego klubu samolotem uciekł, wraz z żoną i córką, w 1957 r. do Danii, gdzie zginął w wypadku lotniczym w 1965 r.
W 1999 r. jedna z jego córek (do której potem przyłączyły się siostra i matka) wystąpiła do Wojskowego Sądu Okręgowego (WSO) w Warszawie o odszkodowanie i zadośćuczynienie za więzienie oraz wyrównanie krzywd moralnych. Sugerowały związek śmierci męża i ojca z działalnością tajnych służb PRL. Wyliczyły swe roszczenia na 300 mln dolarów.
WSO w 2004 r. przyznał im po 12 tys. zł. Po apelacji kobiet Izba Wojskowa SN uchyliła ten wyrok i zwróciła sprawę do WSO. Ten w styczniu 2006 r. przyznał wnioskodawczyniom po 55 tys. zł.
W środę trzech sędziów Izby Wojskowej SN rozpatrywało ponowną apelację kobiet, które nie przybyły na rozprawę z USA. Reprezentujący je mec. Piotr Dewiński mówił przed sądem, że wysokość zasądzonej kwoty powinna być wyższa, bo przez pewien czas Krajewskiego trzymano w areszcie bez nakazu zatrzymania, uniemożliwiono mu powrót do wojska, rodzinę w kraju inwigilowano do 1961 r., a akta jego procesu zniszczono w latach 80. Według adwokata, w WSO doszło też do uchybień formalnych.
Za utrzymaniem wyroku WSO był prokurator. Zwracał uwagę na "optymalną" wysokość zasądzonej kwoty, której wysokość "sąd dostosował do orzekanych w podobnych sprawach". Podkreślił, że wszystko wskazuje na to, iż śmierć Krajewskiego była wypadkiem, a nie formą represji, "choć subiektywne odczucia rodziny należy rozumieć".
SN oddalił apelację, podkreślając m.in., że do rehabilitacji doszło już w 1957 r.; przypomniano też wypłacone wtedy Krajewskiemu odszkodowanie (odliczone przez WSO od zasądzonej kwoty). SN nie dopatrzył się uchybień w wyroku I instancji. Nie stwierdził też związku śmierci Krajewskiego z działaniami służb PRL.
Przewodniczący składu SN Jerzy Steckiewicz podkreślił, że w tego typu procesach sądy przyznają odszkodowania za PRL właśnie w takiej lub zbliżonej wysokości, biorąc pod uwagę kwoty, jakie dana osoba zarobiłaby, gdyby nie represje. "Żądana kwota była nierealna w polskich warunkach; wiemy zaś jak to bywa w USA" - dodał sędzia.
Mec. Dewiński w rozmowie z PAP przyznał, że kobiety kierowały się "standardami z USA". Nie wykluczył złożenia kasacji, co uzależnił od woli swych mocodawczyń.(PAP)
sta/ itm/