*Jako wielkie show wspomina dzień 20 września 1996 roku, czyli koncert Michaela Jacksona na Bemowie, Olek Klepacz, lider zespołu Formacja Nieżywych Schabuff. Jego zespół był supportem podczas jedynego występu w Polsce zmarłego w czwartek muzyka. *
"To był show, +wykon+, forma, jedna z najlepszych produkcji na świecie" - tak Klepacz wspomina spotkanie z Michaelem Jacksonem. Klepacz dodaje, że początkowo sceptycznie traktował pomysł zagrania supportu, bo - jak mówił "Jackson był zawsze dla mnie synonimem kiczu, formy, a nie treści i czystym show. W momencie, gdy zacząłem obcować z tym bezpośrednio - jak na każdym człowieku - zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Skumulowana energia finansowa i ludzkiej pracy w jednym miejscu. Efekt był imponujący".
Lider Formacji Nieżywych Schabuff przypomniał, że Jackson udzielił im "+audiencji+ i przyszedł się przywitać z zespołem. Oczywiście, w rękawiczkach" - dodał.
Klepacz wspomina, że za sceną zorganizowana była "prawdziwa +stacja NASA+ pełna urządzeń, które mierzyły kierunek wiatru i temperaturę na scenie - wszystko, co mogło mieć wpływ na efekty pirotechniczne. Na scenie mieliśmy zresztą wydzielony tylko mały fragment, po którym wolno nam było się legalnie poruszać, ale z naturalną sobie nonszalancją oczywiście tego nie przestrzegałem" - dodał.
"To było tak duże przedsięwzięcie - mówi Klepacz - że nie miało znaczenia, czy to on jest na scenie, czy też jego dublerzy. Wszyscy byli przekonani, że to Jackson, a w paru miejscach miał zastępców, m.in. podczas kosmicznego finału, kiedy odlatywał ze sceny" - wspomina koncert na Bemowie Klepacz.
"Przykra jest świadomość, że już nic nowego nie powstanie, a on był mistrzem szlifu, mistrzem produkcji. +Bad+ i +Thriller+ to płyty, które zmieniły muzykę na świecie i pokazały kierunek popowi, choć nie tylko, bo jego utwory grał nawet Miles Davis. Nie wiem, czy dlatego, że był taki wielki, ale na pewno miał w sobie tyle uczucia. Zachował dziecięcą naiwność i infantylność, a bez tego nie da się tworzyć sztuki" - opowiada lider Formacji Nieżywych Schabuff.
Klepacz ocenia, że "Król był jeden i był nim Elvis. Potem mieliśmy króla popu i ten też wczoraj odszedł". "Myślę, że już nawet siedzą razem i rozmawiają. (...) Przykre jest, że ludzie później postrzegali go głównie przez pryzmat plotkarskiego świata, pytań, czy jest bardziej biały, czy ma sztuczną rękę czy sztuczny nos - nie dostrzegano w nim już artysty, a on cały czas nim był. W tej chwili ludzie na całym świecie potrzebują takich sensacji i umykają im rzeczy najważniejsze" - uważa Klepacz.
Klepacz powiedział też, że i dziś zgodziłby się ponownie wystąpić przed Jacksonem, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. " Trzynaście lat temu byłem sceptyczny i uprzedzony. Dzisiaj zrobiłbym to z przyjemnością" - dodaje lider Formacji Nieżywych Schabuff. (PAP)
jmy/ dki/ abe/ jbr/