Onkofobia, czyli obawa przed chorobą nowotworową skutkująca odwlekaniem wizyty u lekarza, to jedna z przyczyn wciąż stosunkowo wysokiej w Polsce umieralności na różne postaci raka.
Podczas konferencji zorganizowanej w Katowicach w przypadający 4 lutego Światowy Dzień Walki z Rakiem, śląscy specjaliści tej dziedziny wyjaśniali powszechność onkofobii m.in. wciąż niewystarczającym poziomem wiedzy społeczeństwa.
Wicedyrektor Instytutu Onkologii w Gliwicach dr Aleksander Zajusz przypomniał, że przyjęty w 2005 r. Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych zakłada m.in. ograniczenie w Polsce do 2015 r. obecnej liczby zachorowań na raka o 10 proc. oraz zwiększenie prawdopodobieństwa wyleczenia (z 30 proc.) do 40 proc. dla mężczyzn i 50 proc. dla kobiet.
"Obawa społeczeństwa przed chorobą staje się jedną z przeszkód do osiągnięcia tych wartości. Od lat staramy się przekazywać, że +rak to nie wyrok+, że rozpoznanie choroby nowotworowej nie jest związane z wyrokiem śmierci, a wczesne wykrycie zwiększa szanse na skuteczne leczenie. Przekonanie do tego społeczeństwa jest trudne" - ocenił Zajusz.
Według niego, chorzy często - mimo występowania niepokojących objawów - czekają z wizytą u lekarza do chwili pojawienia się bólu. "Ból w chorobie nowotworowej jest objawem bardzo późnym, często końcowego stadium choroby. Nasi chorzy wciąż często przyznają, że nie zgłaszali się, bo bali się wyroku, jak odczuwają samo rozpoznanie nowotworu" - podkreślił Zajusz.
Według śląskiego konsultanta ginekologii onkologicznej dr. Bogdana Michalskiego, kluczowymi problemami polskiej onkologii pozostają edukacja i organizacja. "Już małe dzieci powinny wiedzieć, że marchewka jest zdrowa, a chipsy mogą doprowadzić do nowotworu. To, że zachorujemy, w 80 proc. leży po naszej stronie" - zaznaczył Michalski.
Według szacunków, w 2020 r. co czwarty Polak będzie chorował na jakiś typ nowotworu, a zachorowalność będzie rosła. "Musimy działać, by zmniejszać umieralność, by umożliwiać życie z tą chorobą" - mówił Michalski, przytaczając jako przykłady do naśladowania skandynawskie programy obowiązkowych dla kobiet badań cytologicznych.
Jego zdaniem, kluczem do poprawy skuteczności leczenia jest tworzenie ośrodków zapewniających chorym kompleksową opiekę specjalistów onkologii; aktualny ministerialny projekt zakłada działanie na Śląsku 8 takich oddziałów. "Obecnie raka leczy się w praktycznie wszystkich szpitalach; według raportów nie jest to leczenie dobre" - wskazał Michalski.
Śląscy onkolodzy mówili też w poniedziałek o zaniedbaniach w organizacji systemu wczesnego wykrywania nowotworów. "Dopiero w tym roku mówi się o ujednoliceniu programu edukacyjnego dla studentów akademii medycznych, dopiero w tym roku zaczniemy ich uczyć, jak wcześnie wykrywać nowotwór" - podkreślił Michalski.
Zauważył, że lekarze rodzinni na Śląsku od chwili powstania tej specjalizacji nie mieli ani jednego obowiązkowego szkolenia w tym zakresie, a właśnie oni mają najczęściej jedyną możliwość wykrycia wczesnych postaci wielu rodzajów nowotworów, m.in. raka jajnika. Obecnie połowa pacjentek zgłasza się do specjalistów w zaawansowanym stadium tej choroby.
Specjaliści powtarzają, że właśnie późna wykrywalność nowotworów jest jednym z powodów plasowania się Polski w trzeciej dziesiątce państw europejskich pod względem skuteczności ich leczenia. Dzieje się tak, mimo stosunkowo dobrej dostępności ośrodków onkologicznych dysponujących wysokiej klasy sprzętem i kadrą.
Według Joanny Romańczyk, prezesa Śląskiej Ligi Walki z Rakiem, innym wciąż aktualnym problemem chorych oraz ich bliskich pozostaje kwestia zapewnienia im opieki pozamedycznej. "Samo leczenie mamy w Polsce na wysokim poziomie, ale mamy też prawie zupełny brak rehabilitacji psychospołecznej" - wskazała Romańczyk.
Onkolodzy potwierdzają, że powodzenie leczenia pacjentów może w dużej mierze zależeć od ich stanu psychicznego - tego, czy są odpowiednio nastawieni do choroby, czy mogą liczyć na odpowiednie wsparcie bliskich. Do tego dochodzi m.in. niezwykle ważna dla skuteczności leczenia kwestia właściwego odżywiania wyniszczonego organizmu.
"Ludzie z chorobą nowotworową są u nas pacjentami w jakiejś mierze porzuconymi, dlatego że po leczeniu - często bardzo agresywnym - nie mają pomocy i wsparcia. Już w pierwszym etapie choroby, zaraz po rozpoznaniu, prócz onkologów powinien wejść psychoonkolog, dietetyk, pracownik socjalny, być może wolontariusz" - wskazała Romańczyk.
"Trzeba pamiętać, że na nowotwór choruje nie tylko pacjent, ale też jego rodzina" - dodał specjalizujący się w dziecięcej chirurgii onkologicznej dr Wojciech Madziara. Według Romańczyk, braki w opiece pozamedycznej mogłyby być uzupełnione w ramach Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych.
Z powodu nowotworów umiera co roku 85 tys. Polaków. Całkowicie wyleczonych zostaje średnio 30 proc. dorosłych (dla porównania w USA jest to ponad 60 proc. dorosłych, a w Europie Zachodniej prawie 50 proc.) oraz 75 proc. dzieci. Do najczęstszych nowotworów w Polsce należą rak piersi, rak jelita grubego, rak szyjki macicy i rak płuc. (PAP)
mtb/ hes/