Organizacje bułgarskich Turków wygnanych w końcu lat 80. z kraju domagają się odszkodowań od Bułgarii - poinformowała w piątek informacyjna agencja Fokus.
Liderzy organizacji wysiedleńczych: Balgoc i Bulturk, Emin Balkan i Rafet Murat, podkreślili w czasie wizyty w Kyrdżali na południu Bułgarii, że ofiarom przymusowej asymilacji i wypędzenia należy się finansowa rekompensata oprócz zadośćuczynienia moralnego.
W środę bułgarski parlament uchwalił deklarację, w której posłowie potępili przymusową asymilację i wygnanie Turków przez reżym komunistyczny w latach 80.
"Nadszedł czas, by bułgarski wymiar sprawiedliwości ukarał winnych za przymusową asymilację. Jednocześnie ci, którzy ucierpieli w wyniku tego procesu, powinni otrzymać odszkodowania. Oni nie tylko ucierpieli psychicznie i fizycznie w wyniku prześladować, lecz stracili mienie, za które należą im się finansowe rekompensaty" - oświadczył Balkan.
Proces przymusowej asymilacji liczącej około milion mniejszości tureckiej komunistyczne władze bułgarskie przeprowadziły w latach 1984-1985. Zaczęło się przymusową zmianą tureckich imion i nazwisk na słowiańskie, zakazem używania języka tureckiego oraz noszenia chust przez kobiety, a zakończyło przymusowym wypędzeniem Turków latem 1989 r. Wielu Turków w pośpiechu sprzedawało domy, ceny nieruchomości spadły. Zmuszeni do emigracji tracili dorobek życia.
Według danych z archiwów MSW od czerwca do września 1989 r. Bułgarię opuściło 369 839 osób, 154 937 z nich wróciło na początku lat 90., 214 902 pozostały w Turcji.
W 1990 r., kiedy Turkom przywrócono ich prawdziwe nazwiska, część wróciła. Dla wielu ludzi jednak komplikacje trwają, niszczono bowiem także oryginalne dokumenty z tureckimi nazwiskami: akty własności, urodzenia, zgonu, dokumentację lekarską. W nowych dokumentach, wydawanych w pośpiechu, nie uwzględniano więzi rodzinnych. To powoduje problemy majątkowe i spadkowe.
Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)
man/ kar/