Liczba uczestników przerosła nasze oczekiwania - tak rzecznik marszałka województwa warmińsko-mazurskiego, jednego z organizatorów obchodów 600-lecia bitwy pod Grunwaldem, tłumaczy problemy z dojazdem i wyjazdem z imprezy.
Pola Grunwaldzkie odwiedziło w sobotę, według szacunków policji, ponad 100 tysięcy turystów; tysiące innych nie dojechało lub spóźniło się na inscenizację bitwy po wielogodzinnym staniu w 30-kilometrowych korkach.
Po bitwie korki rozładowały się dopiero wieczorem, po 6 godzinach. Przez sznury stojących samochodów i tłum pieszych nie mogły się przedostać nawet karetki pogotowia.
"Przyjechało, według usłyszanych przeze mnie szacunków, cztery razy więcej samochodów niż rok temu. 600-lecie zrobiło swoje. Nie było możliwości zapewnienia płynności ruchu przy takiej liczbie samochodów - powiedział w poniedziałek PAP rzecznik marszałka województwa warmińsko-mazurskiego, Robert Szewczyk.
"Przed rocznicą wyremontowaliśmy pobocza, nawierzchnię. Nikt nie wybuduje czteropasmowej autostrady na jeden dzień w roku. I tak zmieniony plan organizacji ruchu ratował sytuację - karetki mogły wyjechać drogami ewakuacyjnymi. Rozdaliśmy 20 tysięcy butelek wody. Policjanci kierujący ruchem zrobili swoje. W tych warunkach, pod gradem oskarżeń, pretensji i krzyku trwali na posterunkach" - mówi Szewczyk.
Przedstawiciele gminy Grunwald, drugiego organizatora, byli w poniedziałek nieuchwytni; według urzędniczek z urzędu gminy pojechali na Pola Grunwaldzkie, nadzorując sprzątanie.
Policja tłumaczyła w sobotę, że użyła do zabezpieczenia imprezy 300 funkcjonariuszy i 120 pojazdów, większość obstawiała drogi. Według oficera prasowego z ostródzkiej komendy, mł. asp. Marcina Danowskiego, sami kierowcy przyczynili się do tej sytuacji. "Przygotowany wcześniej plan dróg jednokierunkowych wokół Pól, parkingów, zakaz zatrzymywania się na wąskich drogach, powinien wystarczyć, by ruch był płynny, choć oczywiście powolny. Jednak wielu kierowców, szczególnie przed bitwą, zupełnie ignorowało oznaczenia i polecenia policjantów. Parkowali na poboczu, zwężając drogę, jechali pod prąd" - mówił Danowski. (PAP)
ant/ itm/ gma/