Awaria taka jak w Czarnobylu nie jest możliwa w przyszłej polskiej elektrowni jądrowej - powiedział Maciej Jurkowski, wiceprezes Polskiej Agencji Atomistyki, główny inspektor dozoru jądrowego. Jego zdaniem wyklucza to technologia nowoczesnych reaktorów.
"Nie budujemy reaktora, w którym taka awaria byłaby możliwa" - zaznaczył Jurkowski podczas poniedziałkowej konferencji, związanej z rocznicą awarii czarnobylskiej. "Na pewno nie wybudujemy reaktora moderowanego grafitem. Taka awaria nie jest w ogóle możliwa w reaktorach trzeciej generacji" - powiedział.
Polska Grupa Energetyczna, zgodnie z planem rządowym, planuje wybudowanie pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce w 2020 roku. Zamierza umieścić w niej tzw. reaktor trzeciej generacji, moderowany i chłodzony wodą. Moderowanie - to zabezpieczenie przed wybuchem reaktora, polegające na kontrolowaniu reakcji łańcuchowej.
Jak wyjaśnił Jurkowski, na świecie pracuje obecnie 438 bloków jądrowych i większość z nich to reaktory chłodzone i moderowane wodą. "Obecnie czynnych jest 11 reaktorów RBMK (taki pracował w Czarnobylu - PAP); nie ma ich już w ofercie dostawców" - powiedział inspektor.
11 reaktorów jest rozmieszczonych w trzech elektrowniach: w Sosnowym Borze koło Sankt Petersburga (4 reaktory), w Smoleńsku (3 reaktory) i w Kursku (4 reaktory i 5 w budowie). Takie reaktory pracowały też w litewskiej elektrowni Ignalina, które Litwa - zgodnie z nakazem UE - wyłączyła.
Jak wyjaśnił Jurkowski, istotą awarii w Czarnobylu było zapalenie się rdzenia, "który przegrzał się i palił przez 11 dni, wyrzucając na wysokość kilku kilometrów produkty rozszczepienia". Dodał, że od tamtego czasu nastąpił bardzo duży postęp w technologii i systemach zabezpieczeń. "Obecne elektrownie jądrowe trzeciej generacji są wyposażane nawet na okoliczność bardzo mało prawdopodobnych awarii stopienia rdzenia" - zaznaczył Jurkowski.
Według Jurkowskiego, awaria polegająca na stopieniu rdzenia w reaktorach wodnych jest bardzo mało prawdopodobna i nawet wówczas nie powinno dojść do wydostania się produktów rozszczepialnych na zewnątrz. Reaktory, jak tłumaczył, przeważnie są zbudowane tak, aby nawet w przypadku stopienia się rdzenia reaktora (jak to miało miejsce w Czarnobylu), nie doszło do wybuchu lub innego uszkodzenia pozwalającego na skażenie okolicy. Jako przykład podał jedną z najbardziej znanych awarii w elektrowni jądrowej w USA.
Wypadek wydarzył się w marcu 1979 r. w drugim reaktorze elektrowni jądrowej Three Mile Island w amerykańskim stanie Pensylwania. Doszło tam do awarii, w wyniku której stopiła się część rdzenia reaktora. Skażenie objęło tylko bezpośrednią okolicę rdzenia, a pracownicy elektrowni nie ucierpieli. Obsługa bloku energetycznego zdołała ustabilizować reaktor.
Prezes PAA Michael Waligórski zauważył jednak, że "nie ma takiej technologii, która jest stuprocentowo bezpieczna". "Nie zbuduje się urządzenia technologicznego, które zagwarantuje 100-procentowe bezpieczeństwo. Cała produkcja energii w taki czy inny sposób obarczona jest pewnym ryzykiem; jest tylko pytanie, jakie ryzyko potrafimy zaakceptować, a jakie jest nieakceptowalne społecznie" - powiedział Waligórski.
Podkreślił jednocześnie, że ryzyko związane z produkcją energii z elektrowni jądrowej jest całkowicie do zaakceptowania. Ze względu na sposób zaprojektowania reaktorów jest ono mniejsze "niż na przykład ryzyko w konwencjonalnej technologii, w której może np. wybuchnąć kocioł parowy".
W skład elektrowni im. W. Lenina w Czarnobylu (d. ZSRR, dzisiejsza Ukraina) wchodziły cztery reaktory, a planowano sześć. 26 kwietnia 1986 roku doszło tam do wybuchu w czwartym reaktorze. Był to reaktor dużej mocy typu RBMK, wywodzący się od uranowo-grafitowych reaktorów przeznaczonych do produkcji plutonu na potrzeby wojskowe.
28 kwietnia 1986 r. detektory w ośrodku atomistyki w Świerku pod Warszawą zarejestrowały podwyższoną radioaktywność; 29 kwietnia rozpoczęto akcję podawania ludności płynu Lugola.
Według różnych szacunków, kilkadziesiąt osób (personelu elektrowni, strażaków i ratowników) zmarło z powodu napromieniowania. Ok. 100 kolejnych otrzymało tak dużą dawkę promieniowania, że rozwinęła się u nich ostra choroba popromienna, ale udało się te osoby uratować. Ponieważ jednak katastrofa miała miejsce w ZSRR, szacunki te są kwestionowane przez niektóre środowiska, argumentujące, że nie jest możliwe uzyskanie w pełni wiarygodnych danych na temat wypadku. Polscy naukowcy zajmujący się energetyką jądrową podkreślają, że długotrwałe skutki awarii w Czarnobylu nie są tak poważne, jak się powszechnie uważa. (PAP)
jzi/ je/ gma/