Pierwszy dzień procesu lustracyjnego byłej wicepremier i minister finansów Zyty Gilowskiej to cios w nową ustawę lustracyjną i całe nowe podejście do lustracji - oceniła w rozmowie z PAP publicystka tygodnika "Polityka" Janina Paradowska.
"To (co usłyszeliśmy w czasie procesu - PAP) potwierdza wszystko, przed czym przestrzegali przeciwnicy nazbyt pochopnej lustracji: że nie wszystkie dokumenty są prawdziwe, że są ludzie, którzy nie wiedzieli (o zakwalifikowaniu jako tajni współpracownicy - PAP), i że tylko przed sądem lustracyjnym, w normalnej procedurze sądowej - gdzie to człowiekowi trzeba udowodnić współpracę, a nie gdzie bezbronny człowiek musi udowadniać niewinność - można się obronić" - powiedziała w środę Paradowska, komentując lustrację Gilowskiej.
W ocenie publicystki "Zyta Gilowska ma ogromne szczęście, że jest Rzecznik Interesu Publicznego i Sąd Lustracyjny". Jak podkreśliła, gdyby obowiązywała nowa ustawa, "zmajstrowana przez Platformę Obywatelską i PiS", to Gilowska "nie wytłumaczyłaby się z niczego" i "do końca życia pozostała tajnym współpracownikiem, czy osobowym źródłem informacji".
21 lipca Sejm uchwalił ustawę zakładającą m.in. likwidację Sądu Lustracyjnego i urzędu Rzecznika Interesu Publicznego, likwidację oświadczeń lustracyjnych, oddanie lustracji do IPN, rozszerzenie jej na nowe kategorie osób, likwidację statusu pokrzywdzonego i szerszy dostęp do teczek IPN.
O godz. 16.30 w środę zakończył się pierwszy dzień procesu lustracyjnego b. wicepremier Zyty Gilowskiej. Zeznania zakończył b. oficer SB Witold Wieczorek. Zeznał on, że zarejestrował Gilowską jako tajnego współpracownika, ale nie pozyskał jej w sposób formalnie przyjęty. Jak dodał, on sam nadał b. wicepremier kryptonim "Beata". Wcześniej zeznawała Gilowska, która powtórzyła, że nie była agentką tajnych służb PRL. (PAP)
ktt/ jra/ 19:41 06/08/02