Wezwanie polskiego ambasadora do chińskiego MSZ nie miało związku z zaproszeniem do Polski Dalajlamy - powiedział w czwartek PAP rzecznik resortu spraw zagranicznych Piotr Paszkowski. Według niego, było to rutynowe spotkanie.
Tygodnik "Wprost" napisał w czwartek w internetowym wydaniu, że polski ambasador w Pekinie został wezwany przez chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a powodem było zaproszenie Dalajlamy do Polski przez marszałka Senatu Bogdana Borusewicza.
"Wprost" napisał, że przedstawiciel chińskiego MSZ ostrzegł, że jeśli polski premier lub prezydent przyjmie duchowego przywódcę Tybetańczyków, wpłynie to negatywnie na stosunki polsko-chińskie.
Według Paszkowskiego, 24 marca ambasador Krzysztof Szumski wezwany został do chińskiego MSZ i spotkał się tam z dyrektorem departamentu.
Rzecznik dodał, że było to spotkanie "na szczeblu technicznym". Zaznaczył, że kilka dni wcześniej odbyło się "grupowe" spotkanie ambasadorów w chińskim MSZ.
Paszkowski powiedział, że urzędnik chińskiego MSZ przedstawił oficjalne stanowisko władz Chin odnośnie wydarzeń w Tybecie. Jak dodał, inni ambasadorowie też byli wzywani na spotkania w chińskim MSZ.
W ubiegłym tygodniu marszałek Senatu zaprosił do Polski duchowego i politycznego przywódcę Tybetańczyków do złożenia oficjalnej wizyty w Polsce. Jej termin nie jest jeszcze ustalony.
Zdaniem Borusewicza, zaproszenie Dalajlamy jest gestem wsparcia dla jego pokojowej walki o demokrację i autonomię Tybetu.
10 marca w Lhasie, stolicy Tybetu, w 49. rocznicę krwawego stłumienia tybetańskiego powstania przeciwko Chinom mnisi buddyjscy zorganizowali pokojowe marsze.
W kolejnych dniach przerodziły się one w największe od 20 lat antychińskie demonstracje, obejmujące także zamieszkane przez Tybetańczyków regiony poza granicami Tybetu. Tybetańskie władze na uchodźstwie twierdzą, że w starciach zginęło co najmniej 130 ludzi. (PAP)
eaw/ mok/ mag/