*Wyniki niedzielnych wyborów w Izraelu sugerują, że najbardziej prawdopodobna jest koalicja Kadimy, Partii Pracy i Szas - uważa redaktor naczelny miesięcznika Midrasz Piotr Paziński. *
Z nadal niepełnych wyników głosowania, obejmujących w środę w południe 99,7 procent oddanych głosów, wynika, że największe poparcie - 28 miejsc w liczącym 120 deputowanych Knesecie - uzyskała kierowana przez Ehuda Olmerta, a utworzona w końcu zeszłego roku przez premiera Izraela Ariela Szarona partia Kadima (Naprzód). Na następnym miejscu znajduje się Partia Pracy, która uzyskała 20 miejsc. Odpowiednio 13 i 12 mandatów zdobyć miałyby ugrupowanie żydowskich ortodoksów Szas oraz Nasz Dom Izrael - ugrupowanie reprezentujące imigrantów rosyjskich. Dopiero na piątym miejscu znajduje się Likud, który prawdopodobnie będzie dysponować w Knesecie tylko 11 mandatami.
"Ponieważ Kadima w swoim programie planuje częściowe wycofanie się z terytoriów okupowanych, nie ma możliwości, by wchodziła w koalicję z którąś z prawicowych partii. Ponadto z arytmetyki wynika, że możliwa jest tylko koalicja Kadimy, Partii Pracy i partii sefardyjskich ortodoksów - Szas. Według tych wyników, ugrupowania te miałyby 61 głosów w 120 osobowym Knesecie" - ocenił Paziński.
Jedynym spoiwem koalicji, według Pazińskiego, będzie rozwiązanie konfliktu z Palestyńczykami. "W kwestiach gospodarki zgody nie będzie dlatego, że szefem Partii Pracy jest Amir Perec - przywódca związkowy o bardzo lewicowych poglądach. Dlatego jedynym wspólnym mianownikiem tej koalicji będzie wypracowanie jakiegoś status quo" - przewidywał Paziński.
Paziński uważa, że niemożliwe jest porozumienie z Palestyńczykami. "Nie ma mowy o jakimkolwiek porozumieniu. To jest kwestia polityki kroków jednostronnych, które w wypadku Izraela będą polegać na wycofywaniu osadników z większości terytorium Zachodniego Brzegu Jordanu, zgodzie na powstanie państwa palestyńskiego. Wątpię, żeby prowadzone były jakiekolwiek rozmowy z Hamasem" - stwierdził Paziński. (PAP)
och/ lop/