W sobotę mija piąty dzień protestu pielęgniarek przed kancelarią premiera. Wewnątrz budynku nadal przebywają cztery pielęgniarki. Do pikietujących dołączają przedstawiciele kolejnych związków zawodowych. Wśród protestujących trwa ciągła rotacja, na miejsce opuszczających pikietę pielęgniarek, przyjeżdżają nowe; do protestu dołączają także inne grupy zawodowe.
"Są z nami górnicy, kierowcy, leśnicy, hutnicy, Forum Związków Zawodowych, przedstawiciele chyba wszystkich związków zawodowych w Polsce, delegacje ze szpitali" - powiedziała PAP Sylwia Maj z mazowieckiego OPZZPiP. Dodała, że zamierzają protestować tak długo, jak to będzie konieczne. "Czekamy na wyniki rozmów, ale na pewno nie zostawimy naszych koleżanek. To nie jest nasza wina, to jest wina rządu, który nie chce nas widzieć. No więc teraz już nas widzi".
Pielęgniarki zorganizowały przed kancelarią premiera swego rodzaju miasteczko namiotowe. I choć w piątek, szczególnie w nocy, mocno zmokły i zmarzły pod gołym niebem - zapowiadają, że pozostaną - jak to określiły - na posterunku do skutku.
Sylwia Maj zapewniła, że pielęgniarki są otwarte na rozmowy. Uważam, że rząd powinien nam coś konkretnego zaproponować i wtedy my się będziemy do tego dopasowywać" - powiedziała. "Czekamy na nasze koleżanki z kancelarii. Tam są przecież nasze władze: przewodnicząca Regionu Mazowsze Longina Kaczmarska, przewodnicząca Zarządu Krajowego OPZZPiP Dorota Gardias i koleżanki z innych regionów; to są nasze szefowe, a na dobrego szefa się czeka" - powiedziała PAP Maj.
Pod budynkiem KPRM przybywa namiotów - tych, w których sypiają protestujący, i tych, w których zorganizowano prowizoryczne biura i punkty wydające żywność. Delegacje z warszawskich szpitali zapewniają ciepłe posiłki i napoje, pomiędzy protestującymi przemykają dostawcy pizzy. Grupa młodych warszawiaków urządziła plenerowy koncert.
Pikieta nie zniechęca spacerowiczów. Odwiedzający pobliski Park Łazienkowski chętnie przechadzają się pomiędzy pikietującymi. Część z nich popiera protest. "To dość ekstremalna forma protestu, ale chyba nic innego im już nie pozostało, bo nikt nie chce z nimi rozmawiać. Nie powinny się poddawać, nie powinny też opuszczać kancelarii" - powiedział PAP Tomasz Nargiełło, który przyszedł na spacer do Łazienek.
Na bramie parku rozwieszone są transparenty informujące, z jakich placówek, bądź miast, przybyli protestujący. Przy namiotach rozpostarto transparenty m.in. z takimi hasłami: "Kwa kwa pielęgniarka ciężko ma", "Chcemy godnie żyć", a także z wyrazami podziękowań dla mieszkańców Warszawy, którzy przynoszą protestującym jedzenie, napoje, koce i ciepłe ubrania.
Dokładnie 19 minut po każdej pełnej godzinie pielęgniarki przez pół godziny uderzają rytmicznie plastikowymi butelkami napełnionymi monetami, gwiżdżą i uruchamiają syrenę alarmową. W ten sposób chcą przypomnieć o środowej akcji policji, która siłą zepchnęła je z ulicy na chodnik. Część przejeżdżających o tej porze Alejami Ujazdowskimi kierowców przyłącza się do tego chóru, głośno trąbiąc.
Pod kancelarią przez cały czas są karetki. "Przyjeżdżamy tu w wolnym czasie, pomiędzy wezwaniami" - powiedzieli PAP pracownicy pogotowia.
Pielęgniarki domagają się podwyżki płac i naprawy systemu ochrony zdrowia. (PAP)
akw/ bno/