Kluby SLD, LPR i PSL sceptycznie podchodzą do pomysłu PiS wprowadzenia jednego okręgu wyborczego w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Samoobrona jest raczej przychylna. Również według PO - pomysł jest "warty rozważenia".
O tym, że PiS zamierza zmienić ordynację do Parlamentu Europejskiego poinformowała piątkowa "Gazeta Wyborcza". PiS chce, aby w wyborach do PE Polska była jednym okręgiem wyborczym. Teraz nasz kraj w tych wyborach jest podzielony na 13 okręgów - podobnie jak wszystkie większe kraje Unii (wyjątkiem jest Hiszpania). Unia pozwala państwom członkowskim na dużą samodzielność pod względem sposobu wybierania swoich reprezentantów do PE. Kolejne wybory do europarlamentu - za dwa i pół roku.
Szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Paweł Zalewski (PiS) uważa, że propozycja zmiany ordynacji to "dobry pomysł". Zalewski powiedział PAP w piątek, że w ordynacji, w której cała Polska stanie się jednym okręgiem wyborczym, eurodeputowani "będą czuli się reprezentantami całego kraju, a nie tylko swoich okręgów".
Według niego, obecnie obowiązująca ordynacja do PE "nie jest sprawiedliwa" dla wszystkich regionów Polski, dzieląc je na obszary "bardziej i mniej uprzywilejowane".
"Sposób obliczania głosów i przyznawania mandatów nie jest jasny i oczywisty dla wyborców, co powoduje szereg nieporozumień i poczucie, że niektóre okręgi są uprzywilejowane, a inne - upośledzone" - argumentował Zalewski.
Według posła PiS, zmiany w ordynacji są na razie na etapie "daleko zaawansowanych rozważań".
Bronisław Komorowski (PO) powiedział PAP, że propozycje PiS mogą budzić wątpliwości, jeśli chodzi o reprezentatywność europosłów. Jak dodał, polityka regionalna jest przecież fundamentem Unii Europejskiej.
"Unia uprawia politykę regionalną, widzi świat regionalnie, nie tylko państwowo. To jest pytanie, czy my przez tę zmianę sami sobie nie zafundujemy pewnego mniejszego przystawania (do Unii), przestaniemy być +klockiem lego+ pasującym do UE" - zastanawiał się Komorowski.
Jego zdaniem, ordynacja po zmianach promować będzie polityków "mających rangę ogólnopolską". "Wierzę głęboko, że to nie oznacza, że eurodeputowanymi zostaną piłkarze, czy najbardziej znane modelki, lecz że będą to politycy, którzy oprócz popularności mają za sobą jakiś +bagaż+ doświadczenia politycznego" - dodał Komorowski.
Zaznaczył jednak, że propozycja PiS jest "warta rozważenia".
Wiceszef LPR Wojciech Wierzejski przyznał, że nie zna szczegółów projektu, ale uważa go za zły. "Na dzień dzisiejszy projekt ten nie będzie miał poparcia Ligi" - powiedział w piątek dziennikarzom W Sejmie.
"Demokracja zakłada, że posłowie reprezentują ziemię, a nie cały naród czy społeczeństwo. Owszem, zgodnie z konstytucją reprezentują interes narodu, ale są wybierani w swojej ziemi, województwie, reprezentują pewien teren. Uczynienie z Polski jednego landu pachnie mi uleganiem pewnym ideologiom paneuropejskim" - powiedział.
Rzecznik Samoobrony Mateusz Piskorski powiedział z kolei PAP, że jego klub będzie musiał przeanalizować projekt zmian w ordynacji, kiedy już on powstanie. Wstępnie Samoobrona odnosi się do niego "dość przychylnie".
Jak argumentował, nie ma powodów do obaw, że wybory w jednym okręgu będą niereprezentatywne. Dodał ponadto, że w PE deputowani reprezentują raczej interesy poszczególnych krajów niż regionów. Dlatego, jak dodał, wstępnie pomysł PiS wydaje się "godny poparcia".
Według wiceszefa PSL Jana Burego, zmiana jaką szykuje PiS byłaby niekorzystna dla tzw. Polski prowincjonalnej. Jak zaznaczył, wprowadzenie listy krajowej, mogłoby co prawda ułatwić wybór, ponieważ startowaliby zapewne ludzie znani z mediów, ale oznaczałoby też, że prawdopodobnie ok. 70 proc. kandydatów pochodziłoby z Mazowsza. "Obawiam się, że byliby to ludzie od dawien dawna mieszkający w Warszawie, odbyłoby się to ze szkodą dla lokalnych polityków" - powiedział Bury.
Zaznaczył, że klub nie dyskutował jeszcze nad tym pomysłem, ale wstępnie Stronnictwo odnosi się do niego sceptycznie.
W SLD propozycja PiS także raczej nie może liczyć na poparcie. Jolanta Szymanek-Deresz powiedziała PAP, że ustanowienie jednej listy krajowej może oznaczać powrót do sterownia składem kandydatów na europosłów.
"Taki pomysł może oznaczać chęć wyboru osób wskazanych przez władze, a nie przez wyborców. Przy postawie PiS rodzi to obawy o neutralność i obiektywizm powstawania listy" - podkreśliła posłanka Sojuszu.
Szymanek-Deresz uważa, że dotychczasowe rozwiązanie stosowane w wyborach do PE - a więc podział Polski na regiony - sprawdziło się. "Nie ma w tym nic złego, że europoseł pochodzi z regionu i będzie dbał o to, aby jego obywatele, czuli się częścią Unii Europejskiej, niezależnie od tego, czy to jest duże miasto, czy mała miejscowość" - dodała. (PAP)
ann/km/laz/ama/ par/ ls/