Policja, docierając do osób, którym przepisano corhydron, natrafiła na przypadki w którym lek ten mógł być wykorzystywany jako środek dopingowy. Sprawy te są obecnie wyjaśniane - poinformował w poniedziałek PAP rzecznik komendanta głównego policji Zbigniew Matwiej.
Poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza" napisała o postępowaniu prowadzonym przez Komendę Miejską Policji w Koszalinie. Corhydron, zamiast do kobiety, której nazwisko figurowało na repecie, trafił tam do szkoły sztuk walki.
"Gdy docieraliśmy do osób, na które były wypisane recepty na corhydron, okazało się, że niektóre z nich nic nie wiedzą o tym, by miały przyjmować ten lek. Takie przypadki są przez policję szczegółowo wyjaśniane" - powiedział PAP Matwiej. Dodał, że zebrane przez policję materiały dowodowe są przekazywane prokuraturom.
Rzecznik zaznaczył też, że z ustaleń funkcjonariuszy wynika, iż corhydron mógł być wykorzystywany przez osoby uprawiające sport jako środek dopingowy.
Policja dotarła już do ponad 20 tys. osób, którym wypisano recepty na corhydron. Funkcjonariusze zbierają też informacje o pacjentach, którzy zmarli i których bliscy łączą tę śmierć z podaniem corhydronu. Do prokuratury trafiły informacje dotyczące 38 takich przypadków, tymi sprawami zajmuje się prokuratura w Lublinie.
31 października Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego dostał informację, że w jednej z fiolek z antyalergicznym corhydronem produkowanym przez jeleniogórską Jelfę znajduje się lek silnie zwiotczający mięśnie. Po uzyskaniu informacji o pomyleniu ampułek minister zdrowia m.in. nakazał wycofanie leku z obrotu handlowego, zabezpieczenie feralnych partii leku, a także wstrzymał produkcję w Jelfie (przywróconą po usunięciu przez zakład nieprawidłowości). Śledztwo w sprawie wadliwej partii corhydronu prowadzi jeleniogórska prokuratura.(PAP)
pru/ malk/ fal/