14.3.Berlin (PAP/AP) - Na poligonie Hohenfels w Bawarii żołnierze amerykańskiej 1 Dywizji Piechoty uczą się odróżniać rebeliantów ukrytych w nocnej zasadzce od nagrzanych skał, pertraktować ze starszyzną plemienną, rozpoznawać przydrożne bomby pułapki i przeszukiwać podejrzane domostwa.
Poligon zajmuje przeszło 200 km kwadratowych pagórkowatego terenu, częściowo pokrytego lasem jodłowym. W latach zimnej wojny oddziały amerykańskie natykały się tu na "żołnierzy radzieckich", a potem przygotowywały się do walk na Bałkanach.
Teraz pojawiło się tam kilkanaście "irackich" miast i miasteczek, noszących takie nazwy jak Samarra, Bajdżi i Tikrit (rodzinne miasto Saddama Husajna). Część budynków jest stara i uniwersalna, ale w części spadziste dachy zastąpiono płaskimi, jak w Iraku, a na przedmieściach wzniesiono budowle przypominające kształtem meczety.
Podczas dwutygodniowych ćwiczeń rolę irackich policjantów, szejków, burmistrzów i rebeliantów ukrytych wśród ludności cywilnej odgrywa około tysiąca niemieckich ochotników z miejscowości leżących w pobliżu poligonu. Aby zwiększyć realizm ćwiczeń, Amerykanie kontaktują się z mieszkańcami miniaturowego Iraku przez tłumaczy (choć znających niemiecki, a nie arabski).
"Rebelianci" mogą zaskoczyć żołnierzy, trafiając z laserów w czujniki na ich mundurach.
Ponieważ znaczna część danych wywiadowczych uzyskiwanych w Iraku pochodzi od ludności, organizatorzy manewrów w Hohenfels rozpuszczają wśród tamtejszych "Irakijczyków" różne wiadomości, niektóre dobre, a niektóre niepomyślne. Potem oceniają, jak reagują na nie dowódcy pododdziałów, którzy podczas ćwiczeń kierują wysyłaniem patroli bojowych, przesłuchują zatrzymanych, a nawet planują i realizują programy usprawnienia usług komunalnych. (PAP)
xp/ mc/ 2796