Sąd potwierdził udział policjantów Centralnego Biura Śledczego w nielegalnej produkcji amfetaminy. Za produkcję narkotyków na 5 lat skazano już policyjnego informatora, który twierdzi, że "wszystko co robił, było pod bacznym okiem policji". Trzej byli oficerowie CBŚ czekają na swój proces; ich koledzy mówią, że to "pomówienia przestępców".
PAP dotarła do akt sprawy skazanego w październiku 2006 r. na 5 lat przez Sąd Okręgowy Warszawa-Praga Mariusza R., który w 2004 r. wraz z kompanami z przestępczego światka "wpadł" przy produkcji amfetaminy w podwarszawskim Chotomowie. Jego proces toczył się w 2006 r. jawnie, ale bez zainteresowania prasy.
35-letni R. przyznawał się do winy. Tłumaczył jednak, że był policyjnym informatorem, a "wszystko co robił, było pod bacznym okiem policji", od której dostał 1200 zł. W pisemnym uzasadnieniu wyroku sąd napisał, że kwestie współpracy R. z policją znajdują się w aktach tajnych (do których PAP nie miała dostępu). "Niemniej okoliczności wskazane przez oskarżonego nie zwalniają go od odpowiedzialności karnej" - stwierdził w uzasadnieniu sąd, któremu przewodniczył Cezary Puławski.
Podkreślono, że przy wymiarze kary dla karanego już uprzednio R. (prokurator chciał dlań 7,5 roku więzienia), "sąd miał na uwadze rolę funkcjonariuszy policji w popełnieniu czynów zarzuconych oskarżonemu". Sąd wskazał, że wyrok "uczyni zadość wymogom prewencji ogólnej."
W apelacji od tego wyroku - która wpłynęła kilka dni temu do Sądu Apelacyjnego w Warszawie - obrońca R. wnosi o złagodzenie kary. "Oskarżony był w istocie bardziej narzędziem w rękach funkcjonariuszy policji niż faktycznie miał samodzielną wolę realizacji i dokonania produkcji amfetaminy" - napisał w apelacji mec. Ryszard Berus.
Zwrócił uwagę, że okoliczności te wynikają nie tylko z wyjaśnień R., ale też "z materiału dowodowego z akt tajnych". "Nie bez znaczenia jest fakt otrzymywania wynagrodzenia za wykonywanie czynności objętych zarzutem" - dodał Berus, który broni R. z urzędu.
Według niego, "co najmniej zadziwiająca jest rola funkcjonariusza CBŚ, inspirująca i ułatwiająca popełnienie przestępstw". "Tego rodzaju chyba nietypowa sytuacja wprawdzie nie ekskulpuje (nie uwalnia od winy - PAP) oskarżonego w zakresie przypisanych mu czynów, winna jednak w zasadniczy sposób wpłynąć na wymiar kary, który w tych okolicznościach uznać należy za rażąco surowy" - napisał adwokat.
Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce nie apelowała od wyroku co do R. Wkrótce Sąd Apelacyjny wyznaczy termin rozpoznania apelacji.
Nadal nie ma zaś wyznaczonego terminu procesu Roberta B., eksperta do walki z przestępczością narkotykową warszawskiego CBŚ, który wraz z dwoma kolegami z CBŚ Robertem K. i Krzysztofem F. ma odpowiadać za "przekroczenie uprawnień". Zarzucono im założenie fabryki w Chotomowie - grozi za to do 5 lat więzienia. W 2005 r. Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce skierowała do sądu akt oskarżenia wobec nich. Nie dowiedziono im, by czerpali korzyści majątkowe z tego procederu. Śledztwo przeniesiono do Ostrołęki, by nie było podejrzeń o stronniczość, bo policjanci na co dzień współpracowali z prokuratorami w Warszawie.
Jak pisała wtedy prasa, Robert B., który wykrył wiele fabryk amfetaminy, jest podejrzany, że je sam zakładał, chcąc wykazać się sukcesami, za co dostawał premie. Po wyprodukowaniu partii narkotyku, B. miał "demaskować" fabrykę. Prokuratura miała zebrać dowody potwierdzające, że w 2004 r. Robert B. wydał przestępcy Jarosławowi J. polecenie założenia wytwórni w Chotomowie. B. miał udostępniać przestępcom informacje, jak dostać półprodukty potrzebne do produkcji narkotyku. W Chotomowie "wpadły" dwie linie technologiczne do produkcji amfetaminy wraz z jej śladowymi ilościami oraz półprodukty. Jarosław J. zeznał, że fabrykę polecił założyć właśnie Robert B.
W obszernych aktach sprawy Mariusza R. są odniesienia do sprawy Roberta B., np. wydruki jego billingów. Znajdują się tam też m.in. wyjaśnienia nieżyjącego już Jarosława J., który mówił, że do policji zgłosił się sam w 2001 r., mając dość związków z narkotykowymi gangami. Robert B. polecił mu jednak utrzymywać te kontakty i inspirować produkcję narkotyków (jedną z fabryk policja wykryła potem w Kątach Węgierskich).
Jarosław J. mówił w prokuraturze, że amfetaminę produkowano "za wiedzą i zgodą" Roberta B. "Zapewniał mnie, że wszystko, co robię, jest pod kontrolą policji i jest dopuszczalne" - tłumaczył przestępca. Ujawnił, że dostał kilka razy od B. pieniądze - od 3 do 5 tys. zł. "Część z tych kwot przepijałem wraz z nim" - dodał, tłumacząc, że "pił, bo się bał".
Według mediów, w CBŚ panuje opinia, że jest to pomówienie będące zemstą narkogangów. "Chłopaki zostali bezpodstawnie oskarżeni przez swoich informatorów, a na ich winę nie ma żadnych materialnych dowodów. To zemsta półświatka, bo zniszczyliśmy jego interesy przynoszące setki tysięcy zł zysku" - mówił oficer CBŚ. Policjanci sekcji antynarkotykowej poręczyli za kolegów, dzięki czemu nie trafili oni za kraty na czas śledztwa.
Dziś żaden z oskarżonych nie pracuje już w CBŚ. Robert B. i Robert K. przeszli na emeryturę, Krzysztofa F. zawieszono.(PAP)
sta/ bno/ fal/