Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Prokuraturskie postępowanie ws. wydarzeń w szpitalu w Grodzisku Mazowieckim

0
Podziel się:

Prokuratura Rejonowa wszczęła w czwartek
postępowanie w sprawie wydarzeń w Szpitalu Zachodnim w Grodzisku
Mazowieckim. Według portalu dziennik.pl, jeden z pacjentów
zadzwonił na pogotowie nie mogąc się doprosić pomocy od lekarza
dyżurnego.

Prokuratura Rejonowa wszczęła w czwartek postępowanie w sprawie wydarzeń w Szpitalu Zachodnim w Grodzisku Mazowieckim. Według portalu dziennik.pl, jeden z pacjentów zadzwonił na pogotowie nie mogąc się doprosić pomocy od lekarza dyżurnego.

Dyrekcja szpitala uważa, że sprawę - dla własnych celów - nagłaśnia dyrektor pogotowia ratunkowego w Grodzisku i zapowiada skierowanie przeciw niemu zawiadomienia do prokuratury.

Według portalu dziennik.pl, pacjent z oddziału chirurgicznego szpitala w Grodzisku Maz. wezwał pogotowie w nocy informując, że jest po operacji jelita grubego, dostał krwotoku, a lekarz dyżurny nie chce do niego przyjść, bo śpi.

Dyrektor pogotowia Grzegorz Riemer powiedział PAP w czwartek, że do zdarzenia doszło 6 października ok. 3 rano. "Zadzwonił do nas pacjent ze Szpitala Zachodniego z oddziału chirurgicznego. Wystąpiła u niego perturbacja zdrowotna, zdaniem pacjenta, powodująca duże zagrożenie. Wezwał personel medyczny. Okazało się, że doktor nie ma czasu do niego podejść. Nie wiem, dlaczego, bo nie byłem na tym oddziale i nie wiem, co się tam działo" - relacjonował.

Dodał, że jeśli lekarz nie mógł przyjść na interwencję do pacjenta, to przecież są od tego pielęgniarki chirurgiczne. Według relacji dyrektora pogotowia, pacjent był na tyle zdesperowany, że mówił, iż jeśli nikt do niego nie przyjedzie, to wyjdzie przed szpital i będzie wyzwał pomocy.

Riemer powiedział, że nigdy wcześniej pacjent z oddziału szpitalnego nie wzywał pogotowia. Zdarzyło się - dodał - że wezwała je kobieta sprzed szpitala, gdy została z niego odesłana. Twierdzi, że po otrzymaniu zgłoszenia, zadzwonił na oddział, by sprawdzić, czy nie jest to żart. Według Riemera, lekarz powiedział, iż zaraz do chorego pójdzie.

Dyrektor szpitala Krystyna Płukis powiedziała PAP, że przeprowadziła wewnętrzne postępowanie z którego wynika, iż pacjent nie był w stanie zagrożenia życia i że do chorego najpierw przyszła pielęgniarka, a później lekarz. "Pielęgniarka stwierdziła, że pacjent tylko zwymiotował. Miał prawo się tym zdenerwować. To była 11 doba po operacji. W tym dniu chory rozpoczął jedzenie i popijał je herbatą. W nocnym świetle wydawało mu się, że wymiotuje krwią. Pielęgniarka go uspokajała i powiedziała, że lekarz przyjdzie, jak tylko skończy interwencję u innej pacjentki, z krwotokiem z rany pooperacyjnej" - wyjaśniła.

"W jakim celu Riemer to nagłośnił? Mogę tylko się domyślać, że skoro startujemy do konkursu ofert na usługi z ratownictwa, to zrobi wszystko, by nam dokuczyć" - powiedziała Płukis. Dodała, że o sprawie zawiadomiła ją kilka dni po zdarzeniu rodzina pacjenta. Według niej, rodzina chciała uprzedzić ją o fakcie, a nie złożyć skargę.

Dodała, że prawnicy szpitala przygotowują zawiadomienie do prokuratury przeciwko dyrektorowi pogotowia ratunkowego w Grodzisku Grzegorzowi Riemerowi. Wyjaśniła, że trzeba sprawdzić, jaki cel miało pogotowie w szkalowaniu szpitala.

Riemer twierdzi, że o 3 rano, w środku dyżuru nie snuł żadnego "gestapowskiego planu" przeciwko szpitalowi.

Przyznał, że i on, i szpital ubiegają się o kontrakt na usługi ratownicze. "Fundusz ogłasza konkurs, składa się oferty i fundusz je rozpatruje. Ja nie mam wpływu na te decyzje. Chyba, że przez jakość swojej oferty" - dodał.

Na pytanie, dlaczego o zdarzeniu nie poinformował, np. policji, odparł, że poinformował o tym mazowiecki NFZ i przekazał mu nagrania rozmów. (PAP)

bos/ pz/ mag/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)