Psycholog ze Stargardu Szczecińskiego Maria Kucaj, opiekująca się rodzinami ofiar wypadku pod Grenoble podkreśla, że w tej chwili najważniejsze jest, by docierać do tych osób w sposób bardzo delikatny.
"Nie należy w ich życie wchodzić z butami, trzeba być niezwykle delikatnym, lepiej najpierw zadzwonić, niż od razu pukać do drzwi" - tłumaczy psycholog.
Kucaj, z którą dziennikarka PAP rozmawiała we wtorek w szpitalu w Stargardzie Szczecińskim, odwiedzała właśnie Józefa Mordasa, uczestnika tragicznej pielgrzymki, który wrócił w poniedziałek przed północą specjalnym samolotem z Grenoble.
Kucaj ma pod swoją opieką rodziny, które w dużej mierze dobrze zna, bo mieszkają od lat na jednym osiedlu, chodzą do tego samego kościoła. Dzięki temu - jak twierdzi - znacznie łatwiej było jej nawiązać kontakt i udzielać im pomocy. Jedną z takich osób jest też Mordas.
W ocenie psycholog najtrudniejsze chwile rodziny pielgrzymów przeżywały czekając na jakąkolwiek wiadomość o bliskich. "Oni do końca żyli nadzieją, najgorsza - tak myślę - była dla nich nieświadomość losu bliskich. Najwięcej wtedy korzystali z porad psychologów" - mówiła.
"Kiedy się dowiadywali o tym najgorszym, zamykali się w sobie, zakleszczali w swoich czterech ścianach. Teraz to już ja muszę do nich dotrzeć" - podkreśliła.
Podała przykład kobiety, której rodzice zginęli w katastrofie. "Jej trzeba było udzielać pomocy już na lotnisku. Była kompletnie w szoku. Nie potrafiła powiedzieć, pod jakim adresem mieszkali rodzice, mówiła zrozpaczona, że nie opuści lotniska" - opowiadała.
Przytoczyła też przykład mężczyzny, który był niemal nieprzytomny ze zdenerwowania, póki się nie dowiedział, że jego syn przeżył i przeszedł we Francji operację. "Dopiero wtedy się uspokoił" - dodała.
Kucaj powiedziała, że we wtorek jednej z rodzin, w której zginęła córka, załatwiła pomoc psychiatryczną rodzicom i bratu. "Oni nie umieli sobie z tym poradzić" - powiedziała.
Psycholog poskarżyła się też na "namolność" telewizji. Jej zdaniem, zachowanie kamerzystów bywa w takich sytuacjach wręcz nieetyczne. "Kiedy byłam w kościele dwie osoby płakały, zakrywały twarze dłońmi, a kamerzysta, mimo sprzeciwów podjechał kamerą bardzo blisko i nagrywał. Pan, który stracił w wypadku żonę, powiedział mi, że będzie chodzić się modlić do innego kościoła, żeby uniknąć podobnych sytuacji" - powiedziała Maria Kucaj.
Do katastrofy polskiego autokaru z pielgrzymami doszło w niedzielę na tzw. Drodze Napoleona w Alpach francuskich koło Grenoble. W pielgrzymce brali udział głównie starsi ludzie ze Szczecina, Stargardu Szczecińskiego i Mieszkowic w woj. zachodniopomorskim. W wypadku zginęło 26 osób, a 24 zostały ranne. (PAP)
mgm/ wkr/ woj/