Większość dziennikarzy, którzy zajmują się brudnymi sprawami ma też kontakty w służbach, po to żeby mięć od nich informacje - tak b. redaktor naczelny "Przekroju" Piotr Najsztub skomentował felieton filmowy w czwartkowym programie TVP1 "Misja specjalna". Zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Piotr Pacewicz, określił te nagrania jako +strzępy+.
W programie zawarto m.in. kilka nagrań fragmentów rozmów biznesmena Aleksandra Gudzowatego z redaktorem naczelnym "Gazety Wyborczej" Adamem Michnikiem. Gudzowaty twierdził m.in., że on i jego syn są ofiarami prowokacji inspirowanej przez służby specjalne. Mówił, że "Gazeta Wyborcza" publikuje pochodzące od nich przecieki. Upatrywał w tym działania na swoją niekorzyść.
"Ja tam nigdzie nie zobaczyłem nawet w tych strzępach, tego całego restauracyjnego bełkotu, który nam tutaj puszczono, że Adam Michnik twierdzi, że jakiekolwiek służby kierowały, inspirowały" - powiedział Pacewicz.
"To się liczy i to jest ważne, że myśmy punkt za punktem pokazywali w jaki sposób interesy pana Gudzowatego są powiązane z interesami Gazpromu, czytaj interesami Rosji. Myśmy to demaskowali. W tej sprawie pan Kaczyński (...) jako minister sprawiedliwości polecił wszcząć śledztwo, które zakończyło się procesem" - dodał Pacewicz.
Jak mówił publicysta Rafał Ziemkiewicz sprawa nagrania rozmów Gudzowaty-Michnik, dla przeciętnego słuchacza może być niejasna. "Meritum sprawy jest pytanie, czy służby specjalne w Polsce miały możliwość inspirowania jakiś materiałów" - podkreślił.
"Nie jest to dziś jedyny sygnał, że takie rzeczy się w Polsce dzieją. Od kilku dni dostajemy rozmaite sygnały o tym, że zbliża się odtajnienie różnych materiałów z szafy sławnej Lesiaka na temat związków między służbami a dziennikarzami" - dodał Ziemkiewicz.
Natomiast zdaniem Najsztuba, wszelkie rozważania czy dziennikarze otrzymują informacje od funkcjonariuszy służb są bezsensowne, bo "oczywiście, że je otrzymują". "Większość dziennikarzy, którzy zajmują się brudnymi sprawami ma też kontakty w służbach, po to żeby mięć od nich informacje, które potem sprawdzają, bo są dziennikarzami" - powiedział Najsztub. Dodał, ze jest to normalne na całym świecie, i jeśli informację potwierdzi się w kilku źródłach, to się ją drukuje.(PAP)
gdy/ pz/