(dochodzi m.in. wypowiedź A. Rzeplińskiego)
31.5.Warszawa (PAP) - Sekcja zwłok mężczyzny, który powiesił się w jednym z warszawskich komisariatów, nie wykazała, by na jego ciele były jakiekolwiek obrażenia oprócz śladu po pętli - poinformowała w czwartek PAP rzeczniczka praskiej prokuratury okręgowej, Renata Mazur.
Także rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski powiedział PAP, że dotychczasowe ustalenia nie wskazują, by funkcjonariusze dopuścili się złamania prawa w tej sprawie.
Stała się ona głośna po czwartkowej wypowiedzi Andrzeja Rzeplińskiego z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka na antenie radia TOK FM. Według Rzeplińskiego, młody mężczyzna zgłosił się na policję, bo chciał zeznawać jako świadek. Nie wrócił jednak do domu. "27 maja rodzice otrzymali tragiczną informację, że ich syn powiesił się w areszcie. Pozwolono im obejrzeć zwłoki. Obrażenia nie wskazywały jednak na śmierć przez powieszenie: miał obite nerki i czarne jądra" - ujawnił Rzepliński.
"Sekcja zwłok przeprowadzona w tej sprawie nie wykazała, by na ciele mężczyzny były inne obrażenia niż po pętli" - powiedziała PAP Mazur. Jak dodała, prokuratura nadal będzie prowadzić śledztwo. "Chcemy m.in. wyjaśnić, czy nie doszło do innych nieprawidłowości ze strony funkcjonariuszy. Mieli oni m.in. obowiązek kontrolować go co pół godziny" - dodała.
Sokołowski podkreślił natomiast, że trudno mu powiedzieć, na jakiej podstawie prof. Rzepliński wysnuł tak poważny zarzut w stosunku do policjantów. "Zależy nam na bardzo dokładnym wyjaśnieniu tego tragicznego zdarzenia" - dodał. Według jego relacji młody człowiek zgłosił się na policję 25 maja. Był podejrzewany o udział w rozboju, do którego doszło 23 lutego bieżącego roku i dostał wezwanie do stawienia się na komisariat.
"O 20.15 przebadał go lekarz, który nie stwierdził żadnych nieprawidłowości ani przeciwwskazań do zatrzymania go. Następnego dnia przewieziono go do sądu, który rozpatrywał wniosek o areszt. Wrócił stamtąd ok. godz. 15 i trafił do celi" - relacjonował Sokołowski.
Według niego, jeszcze o godz. 16.30 obserwujący mężczyznę policjanci nie zauważyli niczego niepokojącego - siedział na pryczy. Pół godziny później w trakcie kontroli zobaczyli, że wisi na fragmencie koca. "Odcięto go, natychmiast wezwano pogotowie. Był reanimowany. Zmarł następnego dnia ok. 4.30 w szpitalu" - dodał Sokołowski. Zaznaczył też, że rodzice o śmierci syna zostali powiadomieniu w dniu, kiedy to nastąpiło - 27 maja.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, młody człowiek był uzależniony od narkotyków. Tym policja tłumaczy też fakt, że w celi której przebywał - zgodnie z procedurami przewidzianymi dla osób uzależnionych - był koc.
Ekspert z zakresu medycy sądowej Bronisław Młodziejowski powiedział PAP, że powstanie zabarwień m.in. na plecach i jądrach osoby, która się powiesiła, jest możliwe. To - jak dodał - tzw. plamy opadowe powstałe w momencie, gdy ustaje krążenie, a krew pod wpływem siły grawitacji przemieszcza się do naczyń żylnych i włosowatych w najniżej położonych częściach ciała. "Osoba przeprowadzająca sekcję zwłok nie ma jednak żadnych problemów z rozstrzygnięciem, czy takie przebarwienia to efekt urazu, czy właśnie przemieszczenia się krwi" - dodał.
W rozmowie z PAP Rzepliński powiedział, że rano mówiąc o sprawie opierał się na relacji rodziców denata, teraz zaś jest już po oględzinach jego zdjęć. Według niego jedno ze zdjęć istotnie wskazuje na ślad na szyi, który może świadczyć o powieszeniu się, ale jednocześnie zdjęcia pokazują ślady, które nie są "typowymi plamami pośmiertnymi".
"Nie podejmuję się ze stuprocentowa pewnością powiedzieć, czy to jest wynik ciężkiego skopania człowieka czy plam opadowych, ale z tego co wiem na temat medycyny sądowej, to akurat nie w jądrach tak szybko po śmierci ujawniają się plamy opadowe" - powiedział Rzepliński. Dodał, że także zdjęcie jednego z boków denata wskazuje, że "nawet jeśli bezpośrednim powodem śmierci tego człowieka było samobójstwo, to wcześniej coś się wydarzyło".
Rzepliński podkreślił, że do wyjaśnienia pozostają też inne sprawy, m.in. dlaczego policja zmieniając status tego człowieka ze świadka - bo w takim charakterze go wezwano - na pokrzywdzonego nie powiadomiła bezzwłocznie o tym fakcie rodziny, a także dlaczego początkowo umieszczono go w szpitalu jako "NN". "Dopiero w ostatnim momencie został on zarejestrowany pod swoim nazwiskiem" - powiedział Rzepliński.
Dodał, że wyjaśnienia wymaga też w jaki sposób zmarły przygotował pętlę z koca - czy np. nie miał przy sobie jakichś ostrych narzędzi. "Jeżeli on to nawet zrobił sam (powiesił się - PAP), pełną odpowiedzialność za to co się stało ponosi policja, ponieważ od momentu zatrzymania był on pod jej opieką" - zaznaczył.
O sprawie Helsińską Fundację Praw Człowieka powiadomili rodzice denata. Fundacja wyznaczyła im współpracującego ze sobą prawnika, który podjął się bezpłatnie prowadzić tę sprawę. Obecnie ubiega się on o dostęp do akt sprawy.(PAP)
js/ wkr/ gma/