Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na

Sawicka: wiem, jak się czuła Blida

0
Podziel się:

To było coś strasznego; wiem, jak mogła się czuć moja starsza koleżanka,
pani poseł Blida - tak oskarżona o korupcję b. posłanka PO Beata Sawicka wspomina 1 października
2007, gdy została zatrzymana przez CBA w trójmiejskim hotelu po wręczeniu jej 100 tys. zł. Sawicka
utrzymuje, że nie chciała ich przyjąć.

To było coś strasznego; wiem, jak mogła się czuć moja starsza koleżanka, pani poseł Blida - tak oskarżona o korupcję b. posłanka PO Beata Sawicka wspomina 1 października 2007, gdy została zatrzymana przez CBA w trójmiejskim hotelu po wręczeniu jej 100 tys. zł. Sawicka utrzymuje, że nie chciała ich przyjąć.

W środę Sawicka kontynuowała zeznania rozpoczęte przed Sądem Okręgowym w Warszawie w poniedziałek, gdy zostały przerwane po tym, jak rozpłakała się, opowiadając o coraz bliższej zażyłości z udającym biznesmena agentem CBA. W środę zakończyła swoje wystąpienie. Oświadczyła, że nie będzie odpowiadać na pytania prokuratury ani sądu, a tylko swoich obrońców.

Na koniec Sawicka oświadczyła, że zdecydowała się mówić o sprawach, które "nie przynoszą jej chluby", ale robi to, aby "już żadnej kobiecie żaden +Tomasz+ ani nikt jemu podobny nie wyrządził krzywdy". Apelowała do sądu i obserwatorów procesu o refleksje, czy działania CBA były godziwe.

"Wiem, że to się za mną będzie ciągnąć do końca życia. Ale mówię o tym, by ocalić część mojej godności, wytłumaczyć, czemu tak się zachowałam. Aby żadna inna kobieta, przeciw której zostanie w przyszłości uruchomiony cały aparat państwa nie padła ofiarą perfidnych, wykorzystujących całą naukową wiedzę służb o naturze ludzkiej, działań funkcjonariuszy publicznych. Gdyby nie zamierzone działania CBA, nigdy nie zrobiłabym tego, co zrobiłam" - mówiła Sawicka.

Według Sawickiej wręczone jej pieniądze nie miały być łapówką, bo nigdy żadnej korzyści się nie domagała, lecz pożyczką od biznesmenów na kampanię wyborczą, którą jej obiecali - czego teraz nie potwierdzają. Jak mówiła, nie chciała przyjąć drugiej transzy pieniędzy (chodzi o 100 tys. zł, z którymi została zatrzymana - trzy tygodnie wcześniej przyjęła 50 tys. zł, co zarejestrowało CBA), bo najpierw chciała wiedzieć, kiedy i jak ma oddać te pieniądze. Jednak gdy sąd pytał, jak zamierzała zaksięgować te pieniądze i wylegitymować się przed PKW, Sawicka odparła, że "nie miała planu jak te pieniądze rozdysponuje".

W środę oskarżona opowiedziała sądowi, że po tym, jak jej relacje z udającym biznesmena agentem CBA, występującym jako Tomasz Piotrowski, się zacieśniły, powiedział jej on o swych planach: zainwestować w Polsce duże pieniądze i wybudować luksusowy ośrodek wypoczynkowy. Namawiał ją, by pomogła mu wyszukać dobrą lokalizację - i tak zaczęto rozmawiać o Wybrzeżu. "Mówił, że interesują go duże aglomeracje nadmorskie - Sopot czy Gdynia" - powiedziała Sawicka, która przyznała, że postanowiła mu pomóc i zapytała swego znajomego - posła PO Jarosława Wałęsę - czy zna gminy, w których władze "są nastawione na rozwój".

Według niej J. Wałęsa nie wiedział, ale poradził, by zapytać obeznanego w pomorskim samorządzie posła Marka Biernackiego, który miał powiedzieć, że każdy wójt czy burmistrz "z otwartymi rękami przyjmie inwestora". Zaproponował, żeby zwrócić się do "starego, dobrego samorządowca", burmistrza Helu Mirosława Wądołowskiego. Sawicka zapewniła, że w rozmowach z posłami nie było żadnej mowy o jakichkolwiek korzyściach osobistych. Dodała, że to agent namówił ją na wspólny wyjazd na Hel. "Miałam mu towarzyszyć, żebym mogła miło wypocząć nad morzem, nie było mowy o tym, bym miała z tego mieć jakąś korzyść" - zapewniła.

Z akt sprawy wiadomo, że Sawicka miała opowiadać J. Wałęsie i Biernackiemu o finansowych korzyściach, jakie miałyby płynąć z planowanej inwestycji - według prokuratury, obaj przerwali z nią rozmowę. Biernacki odmówił też przyjęcia od Sawickiej butelki drogiej whisky, którą chciała mu wręczyć w podziękowaniu za kontakt do burmistrza Helu.

Sawicka powiedziała, że 5 września 2007 r., po raz pierwszy spotkała drugiego agenta CBA uczestniczącego w operacji, przedstawiającego się jako Marek Przecławski (miał być wspólnikiem w biznesie Tomasza Piotrowskiego). Spacerowali razem w deszczu, pod parasolką. "Wtedy nie zwróciłam na to uwagi, ale ilekroć on coś mówił, nachylał się do kołnierza w swoim płaszczu, a gdy ja mówiłam - nie nachylał się tak. Dlatego w operacyjnym nagraniu naszej rozmowy tak dobrze słychać słowa agenta, a moich - już nie" - powiedziała Sawicka, która twierdzi, że właśnie wtedy mówiła Markowi Przecławskiemu, że potrzebuje pożyczki na kampanię wyborczą, nie była to zaś - jak wynika z aktu oskarżenia - gratyfikacja za jej pomoc.

Według Sawickiej, Tomasz Piotrowski wielokrotnie ją zapewniał, że w razie potrzeby może jej ze wspólnikiem pomóc finansowo. Twierdziła ona, że pożyczka miała być na siedem miesięcy. Przecławski miał jej powiedzieć, że chwilowo ma problemy ze zdobyciem większej sumy. Agent spotkał się z nią 8 września 2007 r., gdy do parku przyniósł jej bukiet kwiatów i ciemną torbę z pieniędzmi - 50 tys. zł. "Zajrzałam do torby, ale nie widziałam w niej pieniędzy, bo były one owinięte w dodatkowy papier. Pieniądze wyjęłam dopiero w pokoju w domu poselskim" - dodała. Film z przekazania tych pieniędzy upublicznił szef CBA Mariusz Kamiński na konferencji przed wyborami w 2007 r.

Kolejny raz Sawicka z "biznesmenami" była u burmistrza Helu 1 października 2007 r. Posłanka miała mu przekazać notatki z firmy "biznesmenów", w których zapisano warunki związane z przetargiem na nieruchomość na Helu. Według prokuratury, te notatki służyły przekazaniu burmistrzowi wiadomości, jak ma być opisany przetarg, który wygrałaby ta firma. Sawicka twierdzi, że były to zapiski biznesmenów, w których ujęli "z czym mają trudności". Oskarżona powiedziała, że po spotkaniu z burmistrzem miała go namówić na kolejne spotkanie.

Do spotkania doszło tego samego dnia po południu. Według oskarżonej, Wądołowski miał na nim powiedzieć, że nie potrzebuje takich pism, bo warunki przetargu ustala urząd. Mimo to "biznesmeni" byli zadowoleni ze spotkania i po nim - w hotelu - chcieli "podziękować" Sawickiej za pomoc. Marek Przecławski wręczył jej torbę ze 100 tys. zł.

Twierdzi ona, że nie chciała przyjąć tych pieniędzy. "Ja nie pomagam wam dla pieniędzy, nie dlatego, że jesteście bogaci, tylko z przyjaźni" - tak miała im wtedy powiedzieć. Chwilę po tym, jak Przecławski opuścił jej pokój, Sawicka została zatrzymana przez CBA. "To był dla mnie szok, nie rozumiałam, co się dzieje. Teraz wiem, jak mogła się czuć moja starsza koleżanka, pani poseł Blida" - powiedziała. Twierdzi, że dotarło do niej, co się zdarzyło, gdy - zamiast odpowiedzi na pytanie, gdzie jest jej przyjaciel Tomasz, agentka CBA pytała ją, gdzie ma wieczne pióro z brylantem, które od Tomasza dostała w prezencie.

Sprawa b. posłanki Sawickiej wywołała wątpliwości polityków PO i części mediów co do politycznego tła wielomiesięcznej operacji specjalnej CBA wobec Sawickiej (usuniętej wtedy z PO). Ona sama twierdziła, że padła ofiarą prowokacji udającego biznesmena agenta CBA Tomasza Piotrowskiego, który miał związać ją ze sobą emocjonalnie. Sawicka uznała, że oficerowie CBA przekroczyli uprawnienia podejmując wobec niej bezpodstawną inwigilację i że namawiali ją do przestępstwa. Kamiński zaprzeczał tym zarzutom. Już po wygaśnięciu jej immunitetu, Sawicka została zatrzymana w listopadzie 2007 r. przez CBA, po czym prokuratura postawiła jej zarzuty. Sąd zwolnił ją za 300 tys. zł kaucji.

Następna rozprawa - 23 października. W pierwszej części będzie ona niejawna i strony będą się odnosić do tajnej części akt. Potem rozpoczną się przesłuchania świadków.(PAP)

wkt/ itm/ jbr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)