Zygmunt Solorz chce by także MON było pozwane w procesie cywilnym, jaki wytoczył Antoniemu Macierewiczowi za jego słowa, że obecny właściciel Polsatu zgodził się w latach 80. na współpracę z wywiadem PRL, który miał potem mieć wpływ na powstanie i działania Polsatu.
11 czerwca Sąd Okręgowy w Warszawie zdecyduje, czy MON będzie pozwany w tej sprawie. W środę sąd zapoznał się z nadesłaną przez IPN teczką nt. Solorza. On sam powtórzył w rozmowie z PAP, że nigdy nie podjął współpracy z SB.
Przyczyną procesu jest wywiad Macierewicza z lutego 2007 r. dla "Rzeczpospolitej" - ówczesnego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Solorz domaga się od Macierewicza przeprosin i 50 tys. zł zadośćuczynienia.
W pozwie żąda takich przeprosin: "Oświadczam, że moje twierdzenia, wyrażone m.in. w wywiadzie, udzielonym w dniu 23 lutego 2007 r., jakoby Zygmunt Solorz-Żak był agentem departamentu I MSW i że służby te miały wpływ na powstanie i działania +Polsatu+ - były nieprawdziwe. Moja ocena dowodów była powierzchowna i pochopna. Przepraszam pana Zygmunta Solorza-Żaka i ubolewam, że bezprawnie naruszyłem jego dobre imię".
Macierewicz wnosi o oddalenie pozwu, argumentując, że raport z weryfikacji WSI wymienia Solorza jako "osobę, która zgodziła się na współpracę z SB". "Raport i mój wywiad ujmuje to w kontekście stwierdzeń w dokumentach WSI z lat 90., że liczą na współpracę z Solorzem" - mówił Macierewicz. "Wiedza WSI o wyrażeniu zgody na współpracę z SB była takim samym narzędziem wymuszania współdziałania w przyszłości jak wiedza o byciu tajnym współpracownikiem" - dodawał.
Podczas środowej rozprawy Macierewicz wnosił o odrzucenie wniosku powoda o "dopozwanie" MON, bo - jak mówił - "Skarb Państwa nie uczestniczył w zarzucanym mi czynie". "Wniosek ten zmierza jedynie do osiągnięcia efektu propagandowo-politycznego, obliczonego na to, że MON systematycznie przeprasza osoby, które współpracowały ze służbami specjalnymi PRL oraz z WSI" - oświadczył przed sądem b. szef komisji weryfikacyjnej WSI. "Powód liczy, że uzyskując takie przeprosiny, stworzy w opinii publicznej wrażenie słuszności swego stanowiska" - dodał.
Adwokat Solorza mec. Ryszard Siciński podkreślał, że jego klient nie chciał pozywać państwa, bo "źródeł błędnego ustalenia, że był współpracownikiem SB upatrywał w działalności pozwanego". Mecenas dodał jednak, że ostatnie wyroki sądów w podobnych sprawach "stawiają pod znakiem zapytania, czy działał on jako osoba prywatna". "Ustalenie tego powinno nastąpić w tym procesie" - powiedział. Od MON będzie żądał tylko przeprosin.
Odnosząc się do teczki Solorza z IPN, mec. Siciński powtórzył, że jego klient faktycznie nigdy nie podjął współpracy. "On się z tego wykręcił" - dodał. Także sam Solorz powiedział po rozprawie PAP, że nigdy nie realizował żadnych działań na rzecz SB.
Solorz wiele razy przyznawał, że w 1983 r. podpisał zobowiązanie do współpracy, ale zapewniał, że do faktycznej współpracy nie doszło, a podczas "wymuszonych" spotkań z esbekami nie przekazywał im innych informacji niż tylko o sobie; był przez nich pytany m.in. o nielegalne opuszczenie Polski w latach 70., o to co robił na Zachodzie i z kim się kontaktował. Podkreślał, że z akt IPN wynika, że SB uznała go za mało przydatnego agenta. Zapewniał, że te kontakty ze służbami nie miały żadnego wpływu na jego działalność gospodarczą i nie dostał koncesji dla Polsatu dzięki takim związkom.
W 2007 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga nakazał "Naszemu Dziennikowi" przeprosić Solorza za podanie, że "chętnie współpracował" z tajnymi służbami PRL w latach 80.; że miały mu one pomagać w działalności gospodarczej oraz że potem był agentem WSI. Sąd uznał, że pozwani nie wykazali, by współpraca Solorza ze służbami PRL "została urzeczywistniona" i by czerpał z niej korzyści. "Wiele osób podpisało takie zobowiązania, a potem nie wykonywało zlecanych zadań" - uznał sąd.
To pierwszy, na razie nieprawomocny, wyrok w kilku procesach cywilnych, wytoczonych przez Solorza w sprawie jego związków z tajnymi służbami. Trwają jego procesy przeciw "Gazecie Polskiej" i TVP. (PAP)
sta/ bno/ jbr/