Polska to pierwszy kraj, który ma zawrzeć umowę gazową zgodnie z przepisami dotyczącymi bezpieczeństwa energetycznego UE - powiedział PAP b. wicepremier i minister gospodarki Janusz Steinhoff. Domagaliśmy się w UE, by takie zasady wprowadzić - przypomniał.
Eksperci nie są zgodni, czy Polska powinna podpisać umowę na dostawy gazu z Rosji w obecnym kształcie. W ich ocenie, prowadzenie jesienią sporu z KE, czy umowa jest zgodna z unijnym prawem, osłabia naszą pozycję w kontaktach z Rosją. B. prezes PGNiG Andrzej Lipko powiedział, że dostawy gazu z obecnego kontraktu gazowego skończą się 20 października. Taki termin podawał też pod koniec lipca w rozmowie z PAP dyrektor departamentu ropy i gazu w MG Maciej Kaliski.
W poniedziałek wicepremier minister gospodarki Waldemar Pawlak i wiceminister spraw zagranicznych Mikołaj Dowgielewicz udadzą się do Brukseli, by rozmawiać w Komisji Europejskiej na temat umowy gazowej z Rosją. Chodzi o aneks do porozumienia rządów Polski i Rosji, dotyczący zwiększenia dostaw gazu do Polski do 10,3 mld m sześc. rocznie i wydłużenia ich do 2037 roku. Aneks do porozumienia z 1993 roku, choć wynegocjowany, nie został jeszcze podpisany.
Wiceminister Dowgielewicz w rozmowie z PAP zaznaczył, że przed wyjazdem do Brukseli nie będzie udzielał żadnych informacji dotyczących tego spotkania i umowy gazowej. Również Zbigniew Kajdanowski z biura prasowego ministerstwa gospodarki poinformował, że resort nie będzie zabierał głosu w sprawie umowy gazowej.
Rzecznik Komisji Europejskiej Joe Hennon nie chciał uprzedzać wyników poniedziałkowego spotkania. "Jesteśmy w regularnym kontakcie z polskimi władzami i spotkanie jest kolejnym w tej sprawie, tym razem na szczeblu wicepremiera i komisarza" - powiedział PAP. Przypomniał, że zastrzeżenia KE do polsko-rosyjskiej umowy gazowej dotyczą przede wszystkim braku poszanowania unijnej zasady rozdziału właścicielskiego w zakresie produkcji i przesyłu energii, faktycznej niezależności operatora gazociągu jamalskiego oraz dostępu do niego stron trzecich, zainteresowanych przesyłem gazu.
Zgodnie z unijnymi dyrektywami, operator gazociągu tranzytowego, w tym przypadku gazociągu jamalskiego, powinien być niezależny i gwarantować uczestnikom rynku dostęp do infrastruktury przesyłowej. Jest to tzw. zasada TPA (Third Party Access).
Zgodnie z projektem umowy, operatorem gazociągu jamalskiego na polskim odcinku ma zostać należący do Skarbu Państwa Gaz-System. KE chce się upewnić, że decydującej roli nie będzie odgrywała pełniąca obecnie funkcję operatora, należąca głównie do PGNiG i Gazpromu, spółka EuRoPolGaz. KE otworzyła postępowanie wobec Polski za naruszenie unijnych przepisów dotyczących konkurencji na rynku gazu, upominając Polskę za brak dostępu do gazociągu jamalskiego dla stron trzecich oraz niezależnego operatora. Wezwała też do umożliwienia przepływu gazu w dwie strony tak, by dało się transportować surowiec z Niemiec do Polski.
Rzeczniczka PGNiG Joanna Zakrzewska powiedziała PAP, że dopóki sprawa umowy gazowej z Rosją jest w Brukseli, "PGNiG nie wypowiada się na temat kontraktu".
B. wicepremier Steinhoff podkreślił, że Polska to pierwszy kraj, który podpisuje umowę gazową na nowych zasadach w prawie unijnym. "Takiego prawa domagali się m.in. polscy europarlamentarzyści. Polska wielokrotnie mówiła, że UE powinna działać na rzecz stworzenia rynku gazu ziemnego, że powinna prowadzić wspólną politykę energetyczną, tworzyć prawo prowadzące do liberalizacji przesyłu i obrotu gazem ziemnym na terenie UE" - powiedział.
W Parlamencie Europejskim w połowie września będzie formalnie głosowane uzgodnione już rozporządzenie w sprawie bezpieczeństwa dostaw gazu, w tworzeniu którego aktywnie uczestniczyli polscy europarlamentarzyści. Uzgodniony pod koniec czerwca tekst rozporządzenia zobowiązuje operatorów systemów przesyłowych krajów UE do udostępnienia dwukierunkowego przesyłania gazu, co zapewni, że w razie odcięcia dostaw z jednego kierunku, kraj może liczyć na dostawy z drugiej strony. Porozumienie zakłada umożliwienie sprzedaży nadwyżek gazu przez firmy europejskie tam, gdzie jest odbiorca, by kraje UE mogły swobodne handlować kupionym w Rosji gazem. Przewiduje się zniesienie wszelkich klauzul mających formę restrykcji terytorialnych zakazujących odsprzedaży gazu (tzw. klauzule przeznaczenia). Rozporządzenie ma bezpośrednie zastosowanie w prawie krajowym, nie musi być zapisywane w krajowych ustawach.
"Polska to pierwszy kraj, który pod rządami tych przepisów podpisuje umowę z Rosją. W związku z tym Komisja słusznie podniosła problem dostępu stron trzecich do gazociągu jamalskiego i przekazania tego gazociągu do niezależnego operatora - Gaz Systemu, który jest operatorem systemu przesyłowego. Zdaniem Komisji i komisarza Oettingera, to właśnie operator powinien zawierać umowy na przesył gazu i żadna ze stron nie powinna mieć uprzywilejowanej pozycji w korzystaniu z niego" - wyjaśnił.
"Jesteśmy w sytuacji, w której przy pomocy KE będziemy musieli zmodyfikować tę umowę. Myślę, że renegocjacja tego kontraktu musi się odbyć w ramach trójkąta - Komisja Europejska, Rosja i Polska" - powiedział PAP Steinhoff.
W ocenie Steinhoffa możliwe jest takie rozwiązanie potencjalnych problemów z dostawami gazu, że negocjacje będą trwały, a Rosja uruchomi dostawy brakującego nam gazu na zasadach spotowych - kontraktów krótkoterminowych. "Druga możliwość jest taka, że podpiszemy kontrakt po oczekiwanych ze strony UE modyfikacjach i gazu nam nie zabraknie" - dodał.
Jeśli nie doszłoby do żadnego porozumienia, to w IV kwartale Polsce może zabraknąć ponad 1 mld m sześc. gazu. "Inaczej mówiąc grozi nam wyłączenie dużych przemysłowych odbiorców, z oczywistymi stratami dla polskiej gospodarki" - powiedział PAP Steinhoff. "Największym odbiorcą gazu jest Orlen, fabryki nawozów sztucznych i chemia" - wyliczył.
"W tej chwili mamy niedobór gazu na poziomie 2,5 mld m sześc. Jedynym kierunkiem uzupełnienia tych dostaw jest Rosja, bo punkt graniczny w Lasowie na granicy zachodniej ma przepustowość 1 mld m sześc., ale tamtędy już importujemy gaz z Niemiec" - podkreślił.
Andrzej Lipko przypomniał, że zgodnie z tym, co wcześniej podawało PGNiG, obecnie realizowany kontrakt z Rosją skończy się "w granicach 20 października". "Od 20 października skończyłyby się dostawy. Konsekwencje braku dostaw są oczywiste - ograniczenie dostaw dotyczyłyby wszystkich, nie tylko największych odbiorców" - ocenił.
Przypomniał, że w praktyce nie ma możliwości technicznych uzupełnienia braków w zaopatrzeniu z innych kierunków, bo jedyne połączenia transgraniczne, którymi można to zrobić, to Drozdowicze z Ukrainą i Kondratki z Białorusią.
W jego ocenie, w poniedziałek dowiemy się, czy KE podtrzymuje swoje zastrzeżenia, że umowa jest niezgodna z unijnym prawem. "Taki termin rozmów w Brukseli to dla nas bardzo niekorzystna pozycja negocjacyjna do ewentualnych rozmów z Rosjanami" - podkreślił.
"W zasadzie rozbijamy się tylko o sprawę operatora na rurociągu jamalskim - czy operator będzie dbał tylko o utrzymanie gazociągu w odpowiednim stanie technicznym, czy będzie też sterował przepływami tym gazociągiem - będzie zapewniał dostęp strony trzeciej do gazociągu" - mówił.
Według eksperta Instytutu Sobieskiego Pawła Nierady, jeśli nie podpiszemy umowy z Rosjanami, to "końca świata nie będzie". "Oczywiście będzie źle i z punktu widzenia rządu przygotowywałbym się na najgorszy scenariusz, to jest taki, że tych dostaw nie będzie i komuś będzie trzeba je obciąć - w pierwszym rzędzie odbiorcom przemysłowym" - powiedział.
"Nie należy się raczej spodziewać, że strona rosyjska tak po prostu wznowi dostawy brakującej części gazu, która wypadła po zaprzestaniu dostaw przez RosUkrEnergo. Pytanie brzmi, jak zachowają się Rosjanie i czego tym razem zechcą od nas zażądać" - ocenił. "Trochę tylko szkoda, że ta eskalacja sporu na tle wznowienia dostaw gazu przez Rosjan zbiega się z nadchodzącą zimą, choć strona polska mogła spróbować bardziej kontrolować negocjacje - uważa Nierada.
Andrzej Szczęśniak, ekspert rynku paliwowego, powiedział PAP, że umowa z Rosją powinna zostać podpisana, by zapewnić dostawy gazu na zimę. "Konsekwencją niepodpisania umowy byłoby to, że przemysł w zimie nie miałby dostaw" - podkreślił.
W ocenie Szczęśniaka nie należy ponownie negocjować kontraktu, bo "jesteśmy pod ścianą". "Możemy wszystko przegrać - i rosyjski gaz, i warunki dostępu do europejskiego rynku" - ocenił.
"Komisarz ds. energii Guenther Oettinger otwiera drzwi do wspólnego rynku gazu po kowbojsku, wyłamując drzwi z futryną. Szkody dla rynku polskiego mogą być znaczne, zwłaszcza dla polskiego PGNiG - podkreślił Szczęśniak. - Zasada TPA oznaczałaby w praktyce, że każda firma może wziąć we Włocławku gaz i zaoferować go Policom czy Orlenowi, jest tylko pytanie, czy polski rynek jest do tego przygotowany. Odpowiedź brzmi: nie jest" - powiedział.
Ekspert podkreślił, że konkurencja mogłaby oznaczać tańszy gaz dla odbiorców, i że jest to "docelowy kierunek UE".
"Jednak niech Unia tego nie forsuje teraz, bo jesteśmy pod ścianą. Tracimy w tej sytuacji pozycję wobec Rosji, bo oni widzą, że jesteśmy słabi, że mamy kłopoty z Unią" - powiedział. "Nie pamiętam, żeby UE tak twardo walczyła o zasadę otwartego rynku, nadając rurociągowi z Rosji do Niemiec - Nord Streamowi - wyjątek od zasady dostępu strony trzeciej. Przy sztandarowym projekcie UE - rurociągu na południu Europy - Nabucco - jest zapisany tylko 50 proc. dostęp strony trzeciej" - wyliczał.
Wiceprezes Zarządu Zakładów Chemicznych Police Janusz Motyliński powiedział PAP, że podpisanie długoterminowej umowy w sprawie dostaw gazu ziemnego zapewnia bezpieczeństwo dostaw. Jego zdaniem, brak takiej umowy może spowodować niedobory gazu w Polsce w kilku najbliższych latach, co w pierwszej kolejności odbije się ograniczeniami dostaw gazu dla przemysłu chemicznego.
"Polska powinna przyspieszyć działania związane z dywersyfikacją dostaw gazu, przez co zwiększyłoby się bezpieczeństwo dostaw i przez to wpłynąć mogłoby to na obniżenie jego ceny. Poza tym, dywersyfikacja dostaw uniezależniłaby kraj od problemów w czasie negocjacji z jednym z dostawców" - podkreślił Motyliński.
Zakłady chemiczne w Puławach nie chciały się wypowiadać o ewentualnych skutkach niepodpisania umowy z Rosją. "Unikamy wypowiedzi na temat, dopóki nie ma problemów. To by mogło powodować niepotrzebne napięcia" - powiedział rzecznik Zakładów Azotowych "Puławy" Grzegorz Kulik.
Gaz jest podstawowym surowcem dla "Puław"; w przeszłości zakłady te przeżywały już kłopoty wywołane zmniejszonymi dostawami. Z tego powodu w styczniu ubiegłego roku musiały ograniczyć produkcję m.in. nawozów azotowych. Skutki nie były zbyt dotkliwe, gdyż produkcja i tak musiała być wtedy zmniejszona z powodu światowego kryzysu. Puławskie zakłady są największym indywidualnym odbiorcą gazu w Polsce, zużywają go około 850 mln metrów sześciennych rocznie, czyli prawie 6 proc. krajowego zapotrzebowania. (PAP)
ago/ kot/ kop/ epr/ drag/ gma/ woj/