Posłowie sejmowej komisji śledczej do sprawy Krzysztofa Olewnika zdecydowali, że drugiego z wezwanych na środę świadków - Henryka Strausa - przesłuchają na niejawnym posiedzeniu. Policjant wnosił o to argumentując, że pracuje w Centralnym Biurze Śledczym i ujawnienie jego wizerunku mogłoby mieć negatywne konsekwencje.
"Z informacji, które otrzymała komisja wynika, że świadek jest czynnym funkcjonariuszem. Ujawnienie jego wizerunku mogłoby rzeczywiście spowodować zagrożenie dla niego osobiście lub jego rodziny" - powiedział dziennikarzom Andrzej Dera (PiS). Jak dodał, mogłoby to także utrudnić wykonywanie przez niego działań operacyjnych.
Poseł poinformował, że komisja uznała, iż są to powody na tyle ważne, że jednogłośnie przyjęła propozycję przesłuchania go za zamkniętymi drzwiami. "Postanowiliśmy zrobić wyłom od ogólnej zasady, że świadków przesłuchuje się jawnie" - podkreślił.
Straus był wśród policjantów, którzy zostali powołani do grupy operacyjno-dochodzeniowej w sprawie Olewnika.
"To jest dla nas kluczowy świadek" - ocenił Dera. Jak mówił, to on prowadził postępowanie, sporządzał plany operacyjne i plany śledztwa. Poseł dodał, że Straus ma interesującą komisję wiedzę o relacjach w grupie dochodzeniowej, bo "nie do końca jasno wynikają one z dokumentów".
Pierwszy z wezwanych w środę świadków Andrzej Popiołek - policjant, który był w gronie uczestników spotkania zorganizowanego w domu Krzysztofa w przeddzień jego uprowadzenia - nie stawił się.
Komisja - jak powiedział dziennikarzom jej przewodniczący Marek Biernacki (PO) - nie otrzymała żadnych informacji o powodach jego nieobecności. "Świadek tak czy inaczej przed tą komisją stanie, jest to tylko kwestia czasu i to też niedługiego. Komisja będzie pracowała w sposób zdeterminowany i konsekwentny" - powiedział Biernacki.
Zapowiedział, że wezwanie dla świadka zostanie ponowione. Jak dodał, jeżeli wówczas także się nie pojawi, komisja wystąpi o ukaranie go.
Olewnika uprowadzono w październiku 2001 r. Sprawcy więzili go przez wiele miesięcy, a ostatecznie zabili mimo otrzymanego okupu w wysokości 300 tys. euro. Rodzina Olewników ma pretensje do władz m.in. o to, że na początkowym etapie sprawy prowadzono ją niefrasobliwie, zajmowano się pobocznymi wątkami i forsowano wersję o tym, że Olewnik - mając problemy w biznesie i życiu osobistym - sfingował swoje porwanie. (PAP)
ktl/ wkr/ jbr/