Według prezesa demosEuropa Centrum Strategii Europejskiej Pawła Świebody, w Unii Europejskiej jest "silna wola polityczna", by jak najszybciej zakończyć prace nad Traktatem Reformującym. Z tego powodu Polska, jeśli zgłosi dodatkowe zastrzeżenia, spotka się z presją, by je wycofać - uważa ekspert.
W poniedziałek w Brukseli odbędzie się pierwsze spotkanie w ramach Konferencji Międzyrządowej (IGC), która ma opracować nowy traktat europejski nazwany Traktatem Reformującym UE. Ma on zastąpić odrzuconą przez Francuzów i Holendrów eurokonstytucję. Mandat na IGC przyjęli podczas czerwcowego szczytu w Brukseli przywódcy państw UE.
"Jest bardzo silna wola polityczna państw członkowskich, Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, żeby prace nad Traktatem Reformującym jak najszybciej zamknąć i zająć się kolejnymi wyzwaniami" - ocenił w rozmowie z PAP Świeboda.
Jak dodał, w porównaniu z innymi Konferencjami Międzyrządowymi sytuacja jest "bezprecedensowa", bo żaden z wcześniejszych mandatów IGC nie był tak precyzyjny jak obecny. "Ten mandat w zasadzie wszystko przesądza" - uważa ekspert.
Jego zdaniem, zadaniem Konferencji pozostaje teraz przełożenie uzgodnień politycznych na "język traktatowy" czyli zapisy prawne.
Pytany, które z państw może jednak wystąpić na IGC z nowymi postulatami, Świeboda odparł: "wydaje mi się, że jedynym państwem, które w tym momencie głośno mówi o swoich zastrzeżeniach jest Polska; nie spodziewam się, żeby inni poszli tym samym tropem".
Na czerwcowym szczycie Polska (która chciała przekonać unijnych partnerów do tzw. pierwiastkowego systemu liczenia głosów w Radzie UE) uzyskała przedłużenie do 2014 r. korzystnego systemu głosowania zgodnie z zasadami obowiązującymi w Traktacie z Nicei.
Po szczycie, zarówno prezydent Lech Kaczyński, jak i premier Jarosław Kaczyński mówili, że Polska otrzymała na nim również ustną obietnicę możliwości odwlekania decyzji w Radzie Unii Europejskiej nawet przez dwa lata (zgodnie z tzw. kompromisem z Joaniny). Tej dodatkowej obietnicy dla Polski nie potwierdzali jednak zachodni politycy. Polski premier wskazywał, że uważa brak wzmianki w zapisie uzgodnień szczytu o dwuletnim okresie odwlekania decyzji za techniczną pomyłkę. Ostatnio jednak Jarosław Kaczyński deklarował: "zgodziliśmy się na mandat i słowa dotrzymamy z całą pewnością".
Zdaniem Świebody, w Brukseli doszło do nieporozumienia wynikającego z tego, że polski rząd do ostatniej chwili chciał promować pierwiastkowy system głosowania w Radzie UE. Według niego, dopiero w trakcie szczytu polska delegacja zaczęła rozmawiać o innych możliwościach rozwiązania sprawy. "Ewidentnie nie wystarczyło czasu, żeby wszystkim szczegółom się przyjrzeć. Nie wystarczyło czasu, żeby dokładnie przestudiować co to jest Joanina, skąd się wzięła i jaką ma moc sprawczą" - ocenia rozmówca PAP.
Tymczasem w czwartek rzecznik MSZ Robert Szaniawski zapowiedział, że podczas IGC Polska będzie postulowała, aby czas odwlekania podjęcia decyzji w Radzie UE, w oparciu o kompromis z Joaniny, był dłuższy niż trzy miesiące i wynosił nawet do 2 lat.
Jednak, według Świebody, inne państwa europejskie nie będą chciały wracać do uzgodnionego na czerwcowym szczycie kompromisu.
"Dążeniem państw członkowskich jest, by tę sprawę jak najszybciej zamknąć. Stąd prace będą tak dynamiczne jak sobie tylko można wyobrazić" - ocenił. To zaś, jego zdaniem, będzie oznaczało jeszcze większą presję na Polskę, by wycofała się ze swoich dodatkowych postulatów. "Tym bardziej, że oznaczają one zakwestionowanie porozumienia, pod którym Polska też się w czerwcu podpisała" - podkreślił ekspert.
Według niego, Polska powinna zdać sobie sprawę z etapu na którym znajdują się w UE prace Traktatem Reformującym. Dodał, że być może "w tak przebiegającym procesie Polska nie zdecyduje się na otwieranie czegoś, co jest skazane na porażkę".(PAP)
agt/ ura/ woj/