Zarzut przedłożenia fałszywych tłumaczeń postawiła Prokuratura Rejonowa w Białej Podlaskiej (Lubelskie) tłumaczce, przekładającej na polski dokumentację bankową z Białorusi - dowód w procesie obywatela tego kraju Andrieja Żukowca. Jest on oskarżony o oszustwo przy uzyskaniu blisko 700 tys. dolarów kredytów w dwóch białoruskich bankach.
Jak poinformowała we wtorek PAP prokurator Joanna Kozłowska z prokuratury w Białej Podlaskiej, podejrzana tłumaczka Grażyna P. nie przyznała się do zarzutów i odmówiła składania wyjaśnień.
Według prokuratury chodzi o tłumaczenia dokonane w okresie od stycznia 2003 roku do czerwca 2004 roku. Podejrzana utrzymuje, że okres ten jest o rok krótszy, czyli do czerwca, ale 2003 roku.
Ma to o tyle znaczenie, że w tej sytuacji zarzuty przeciwko niej byłyby już przedawnione. Prokuratura zwraca jednak uwagę, że przyjęty przez nią okres wynika z ustaleń komisji odpowiedzialności zawodowej przy ministerstwie sprawiedliwości. "Ta komisja ustaliła taki okres i pani P. również tak wyjaśniała" - dodała prokurator Kozłowska.
Postępowanie w tej sprawie zaczęło się od zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, złożonego przez Andrieja Żukowca, który w aktach procesowych znalazł błędy w tłumaczeniach. To m.in. zmiana nazwy banku czy błędne tłumaczenie nazwy kraju widniejącej w deklaracji celnej, np. z "Niemcy" na "Wyspy Dziewicze".
"Trudno uznać te błędy za błędy wynikające z wyrazów wieloznacznych. Cyfry są pomylone. Tłumacz zupełnie inaczej tłumaczy dokument, w którym występuje oprocentowanie odsetek" - powiedziała prokurator Kozłowska.
Sprawa trafiła najpierw do prokuratury olsztyńskiej, stamtąd do Białej Podlaskiej, czyli poza białostocki okręg apelacyjny. Po postawieniu zarzutów tłumaczce, śledztwo zostanie czasowo zawieszone, ponieważ biegły o podwyższonych kwalifikacjach musi teraz sprawdzić wiele tomów dokumentów. Nie wiadomo, jak długo to potrwa.
Podejrzana tłumaczka pracowała nad dokumentami ze sprawy Żukowca razem ze swoim mężem. Prokuratura nie wyklucza, że i jemu będą w tej sprawie stawiane zarzuty, bo Andriej Żukowiec mówi o błędach w tłumaczeniach dokonanych także przez tego tłumacza.
Sprawa Żukowca, dotycząca kredytów na Białorusi, jest jedną z najdłużej prowadzonych przez białostocki wymiar sprawiedliwości. Ciągnie się od 2001 roku, gdy Białorusin przypadkowo został zatrzymany do kontroli drogowej w Białymstoku. Okazało się, że jest poszukiwany na Białorusi listem gończym. Trafił więc do aresztu, a Białoruś wystąpiła o jego ekstradycję.
Przed sądem Żukowiec przedstawił jednak dowody na swoje związki z opozycją antyłukaszenkowską, a sąd uznał, że wydanie go Białorusi jest prawnie niedopuszczalne, bo może go tam czekać niesprawiedliwy proces.
Wtedy białoruska prokuratura przekazała do Polski zebrane w jego sprawie karnej dowody i śledztwo przejęła do prowadzenia prokuratura w Białymstoku. Po wielu miesiącach postępowania, co wiązało się m.in. ze ściągnięciem, a potem tłumaczeniem materiałów z Białorusi, skierowała do miejscowego sądu akt oskarżenia.
Tu jednak od kilku lat nie może zapaść orzeczenie, bo sprawa jest skomplikowana, dotyczy zdarzeń na Białorusi, tam też są pokrzywdzeni w tej sprawie i większość świadków. Obecnie do tego dochodzi jeszcze sprawa nierzetelności tłumaczeń dokumentacji z Białorusi.
Żukowiec w procesie odpowiada z wolnej stopy i nie korzysta z pomocy obrońcy. Godzi się na podawanie jego danych personalnych i ujawnianie wizerunku. Przeważnie nie korzysta w sądzie z pomocy tłumacza, bo dobrze radzi sobie z językiem polskim. (PAP)
rof/ wkr/ jbr/