Unia Europejska rozszerzyła w poniedziałek o cztery osoby listę przedstawicieli białoruskiego reżimu, którzy nie mają wstępu na teren Wspólnoty. Lista liczy odtąd 41 nazwisk osób niepożądanych w UE, z prezydentem Aleksandrem Łukaszenką na czele.
Formalnie decyzję przyjęli zebrani w Luksemburgu ministrowie środowiska krajów członkowskich UE. Sprawa nie budziła kontrowersji.
W poniedziałek zostali do listy dodani dwaj sędziowie oraz dwaj prokuratorzy zamieszani w prześladowania jednego z liderów białoruskiej opozycji Aleksandra Kazulina. Ten były rektor mińskiego uniwersytetu odsiaduje wyrok 5,5 roku pozbawienia wolności za poprowadzenie opozycyjnej demonstracji po marcowych wyborach prezydenckich. We wrześniu trafił do więzienia w Witebsku.
Wciąż nie ma natomiast zgody na wprowadzenie sankcji ekonomicznych wobec Białorusi, które zaproponowała Komisja Europejska. Polska, Litwa i Łotwa sprzeciwiają się odebraniu Białorusi preferencyjnych warunków handlu z UE w ramach tzw. Powszechnego Systemu Preferencji Handlowych (ang. GSP), co miało być reakcją na powtarzające się przypadki łamania praw człowieka na Białorusi, w tym praw pracowniczych.
Polska i inne kraje argumentują, że sankcje uderzyłyby głównie w społeczeństwo, a nie w reżim Łukaszenki. Zwłaszcza że jego główne zyski podchodzą z handlu bronią i paliwem, nie objętych GSP. System dotyczy przede wszystkim tekstyliów, surowców i drewna - branż, które dają zatrudnienie znacznej części Białorusinów. Obroty handlowe Białorusi z UE wynoszą rocznie około 2 mld euro, z czego około 300 mln euro to białoruski eksport w ramach Powszechnego Systemu Preferencji.
Michał Kot, Inga Czerny (PAP)
kot/ icz/ mc/