Chorąży UB Zygmunt Maciejec to jedna z ofiar "mordów sądowych" w stalinowskiej Polsce. Skazano go na śmierć w 1947 r. za przekazywanie informacji o zbrodniach bezpieki legalnej opozycji, jaką było wtedy mikołajczykowskie Polskie Stronnictwo Ludowe.
Sprawę opisuje w październikowo-listopadowym "Biuletynie Instytutu Pamięci Narodowej" Agnieszka Chrzanowska. Cały ten numer "Biuletynu" poświęcono ruchowi ludowemu w II RP, podczas II wojny światowej i w okresie władzy komunistów w Polsce.
Według autorki, trudno dziś stwierdzić, czy Maciejec (przedwojenny żołnierz, w czasie wojny członek AK) wstąpił w 1945 r. do UB z zadaniem prowadzenia działalności wywiadowczej, czy dopiero służąc w bezpiece nawiązał współpracę z opozycją. Wiadomo że chciał odejść z UB, gdy przekonał się, na czym polega praca, ale usłyszał w odpowiedzi, że stąd "można iść jedynie do ziemi".
Od maja 1946 r. przekazywał on tajemnice bezpieki ks. Leonowi Pawlinie, a ten dostarczał je Zygmuntowi Augustyńskiemu, redaktorowi "Gazety Ludowej", organu prasowego PSL. Maciejec informował m.in. o: zabójstwach opozycjonistów; aresztowaniach działaczy PSL; rozbijaniu przez bojówki PPR zebrań PSL; uwięzionych księżach; sowieckich oficerach w UB; rzeczywistych wynikach referendum z 1946 r. w podstołecznych miejscowościach.
PSL wykorzystywało te dane w swej prasie, były przedmiotem interpelacji jego posłów, docierały też na Zachód. "Wiadomości przekazywane przez funkcjonariusza bardzo obciążały komunistów, którzy wówczas jeszcze liczyli się z opinią Zachodu i skrzętnie ukrywali swoje rzeczywiste metody" - podkreśla Chrzanowska.
W październiku 1946 r. podczas rewizji w "Gazecie Ludowej" UB znalazło pisemną informację Maciejca dla Augustyńskiego, który przyznał się, że dostał ją od ks. Pawliny. Jak pisze autorka, ksiądz "złamany przez ubeków podczas śledztwa" wyjawił, że informacje dostarczał nieznany mu mężczyzna. Gdy UB ustaliło, że źródłem przecieku może być Maciejec, po zatrzymaniu funkcjonariusza w styczniu 1947 r. ksiądz potwierdził, że to on był jego informatorem. Sam Maciejec też się przyznał.
UB przygotowało sprawę całej trójki, jako jeden z procesów pokazowych na użytek ówczesnej propagandy. "W sierpniu 1947 r., już po sfałszowaniu wyborów, komuniści postanowili ostatecznie rozprawić się z PSL" - zaznacza Chrzanowska, według której proces miał być wstępem do ataku na prezesa partii Stanisława Mikołajczyka.
Oskarżycielem był osławiony prokurator wojskowy płk Stanisław Zarako-Zarakowski. Zgodnie z jego wnioskiem, Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał Maciejca na śmierć, podkreślając "duże napięcie złej woli" i "naruszenie obowiązku wierności wobec Państwa". Augustyński dostał 15 lat więzienia, ks. Pawlina - 10 lat. Wyrok utrzymał sąd II instancji, Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Ciała Maciejca, rozstrzelanego we wrześniu 1947 r., nie wydano rodzinie i pochowano w nieznanym miejscu.
Ks. Pawlina wyszedł z więzienia w 1953 r., bo został zwerbowany do współpracy przez UB i jako agent o kryptonimie "Gołąb" miał być wykorzystany w rozpracowywaniu Episkopatu Polski. W 1956 r. zginął w wypadku kolejowym - jak podaje "Biuletyn IPN" - w "niewyjaśnionych okolicznościach". Augustyński odzyskał wolność w 1955 r.
Wszystkich trzech uniewinnił w 1991 r. Sąd Najwyższy. Uznał, że ich sprawa to przykład "instrumentalnego wykorzystywania prawa karnego do rozprawy z przeciwnikami politycznymi", a wyrok urągał "elementarnym zasadom praworządności". (PAP)
sta/ abe/ jra/