Sąd Okręgowy w Rzeszowie uniewinnił we wtorek Andrzeja D. oskarżonego o spowodowanie wypadku samochodowego, w którym zginęło siedem osób; wypadek przeżył tylko oskarżony, który zaprzeczał, by kierował autem.
Wyrok nie jest prawomocny. Oskarżyciele posiłkowi - rodziny niektórych ofiar - zapowiedzieli apelację.
Sędzia Marcin Świerk w uzasadnieniu wyroku mówił, że nie ma pewności, a jedynie prawdopodobieństwo, iż to oskarżony kierował samochodem, ale to za mało by go skazać. Sędzia zwrócił także uwagę na istotne zaniedbania w śledztwie, które nie pozwoliły na zebranie i ocenę dowodów rzeczowych.
W mowie końcowej prokurator wnosił o sześć lat więzienia i 10- letni zakaz prowadzenia pojazdów. Do tego wniosku przychylała się oskarżycielka posiłkowa.
Jest to już drugi wyrok w tej sprawie. W maju 2007 roku także rzeszowski sąd okręgowy skazał Andrzeja D. na sześć lat pozbawienia wolności oraz zakazał mu na dziesięć lat prowadzenia wszelkich pojazdów. Była to kara znacznie surowsza od tej, jakiej domagał się wówczas prokurator. Wnosił on o cztery lata pozbawienia wolności i sześć lat zakazu prowadzenia samochodów. Natomiast o najwyższy wymiar kary wnosiła w pierwszym procesie oskarżycielka posiłkowa.
Sąd uznając wówczas D. winnym oparł się na ekspertyzach z ekshumacji zwłok i opiniach biegłych, którzy uznali, że to właśnie oskarżony najprawdopodobniej był kierowcą. Taką opinię uzyskano poprzez wyeliminowanie, na podstawie odniesionych obrażeń, pozostałych ofiar wypadku, jadących bmw.
Jednak od wyroku odwołała się obrona. Sąd Apelacyjny uchylił ten wyrok i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy, gdyż uznał, iż było zbyt mało dowodów na to, że za kierownicą siedział właśnie Andrzej D.
Do tragedii doszło we wrześniu 2001 r. na drodze w Wyżnem koło Rzeszowa. Jadące z dużą prędkością bmw staranowało volkswagena polo. Śmierć poniosło 7 osób (małżeństwo z VW i 5 osób z bmw). Przeżył tylko Andrzej D., którego prokuratura podejrzewała o kierowanie autem. Nie miała jednak absolutnej pewności, że tak było, a on sam zaprzeczał.
Śledztwo prowadzone początkowo przez prokuraturę strzyżowską było kilkakrotnie umarzane, ze względu na niemożność ustalenia z całą pewnością kierowcy. W śledztwie doszło też do zaniedbań: nie zabezpieczono w sposób właściwy wszystkich dowodów (m.in. odzieży Andrzeja D.), nie zlecono też sekcji zwłok. Po umarzaniu śledztwa rodziny ofiar składały kolejne zażalenia i sprawa ciągnęła się latami. Wobec kilku prokuratorów wyciągnięto konsekwencje służbowe.
Dopiero Prokuratura Rejonowa w Rzeszowie, która przejęła sprawę, zleciła pod koniec 2005 roku ekshumację zwłok pięciu ofiar. Wyniki pozwoliły na oskarżenie w tej sprawie jedynego żyjącego uczestnika wypadku. Raport z przeprowadzonej w Lublinie ekshumacji pozwolił na postawienie Andrzejowi D. zarzutu spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. (PAP)
api/ wkr/ mow/