B. ambasador Izraela w Warszawie Szewach Weiss uważa, że choć istnieje co najmniej kilka możliwości utworzenia koalicji w nowo wybranym Knesecie, to jednak byłoby najlepiej, gdyby zwycięska Kadima stworzyła ją wspólnie z Partią Pracy.
Z wyników wtorkowego głosowania, obejmujących 99,7 proc. oddanych głosów wynika, że największe poparcie - 28 miejsc w liczącym 120 deputowanych izraelskim parlamencie Knesecie uzyskała kierowana przez Ehuda Olmerta, a utworzona w końcu zeszłego roku przez premiera Izraela Ariela Szarona, partia Kadima (Naprzód).
Na następnym miejscu znajduje się Partia Pracy, która uzyskała 20 miejsc. Odpowiednio 13 i 12 mandatów zdobyć miałyby ugrupowanie żydowskich ortodoksów Szas oraz Nasz Dom Izrael - ugrupowanie reprezentujące imigrantów rosyjskich. Dopiero na piątym miejscu znajduje się rządzący dotychczas Likud, który prawdopodobnie będzie dysponował w Knesecie tylko 11 mandatami.
Wśród możliwych koalicji Szewach Weiss widzi m.in. porozumienie złożone z Kadimy, Partii Pracy, Partii Emerytów oraz Partii Merec (razem ok. 60 miejsc w parlamencie), lub Kadimy i którejś z partii ortodoksyjnych (np. Szas). "Wyniki wyborów są nieprzyjemne, niewygodne, z punktu widzenia przyszłej stabilności rządów wyniki nie są najlepsze" - ocenił b. ambasador w rozmowie z PAP.
Weiss, który w latach 1988-96 pełnił funkcje wiceszefa i szefa Knesetu zaznaczył jednak, że zwycięska Kadima ma za to "bardzo szeroki wachlarz wyboru koalicjanta. Moje instynkty prowadzą mnie do koalicji centrum-lewica i jedna ortodoksyjna partia" - ocenił.
Niezależnie od tego, jaka w Izraelu powstanie koalicja rządząca, będzie ona - zdaniem b. ambasadora - "pokojowa". "Te partie (Kadima i Partia Pracy - PAP) godzą się z drogą pokojową, dalszą realizacją +mapy drogowej+ i polityczną drogą bezpieczeństwa. No i łączy ich chęć rządzenia" - argumentował.
Choć Weiss wymienia możliwość stworzenia kilku koalicji, jest niemal przekonany, że "niemożliwe" będzie nie powstanie koalicji Kadimy z Partią Pracy. "Jestem pewien, że to (szukanie koalicjanta) jest tylko taktyką, aby obniżyć cenę wejścia Partii Pracy do rządu. Żyłem w polityce izraelskiej tyle lat, naprawdę jestem w tym specjalistą. Znam te sprawy nie tylko z serca i głowy, ale i z brzucha" - żartował b. ambasador.
W Izraelu - dodał Weiss - panuje obecnie "mania sondaży". "Wszyscy używają sondaży, bawią się nimi, a po wyborach mówią: ale oni się pomylili" - wyjaśnił.
Nawiązał tym do sondaży sprzed miesiąca, w których przewidywano dla Kadimy 38 mandatów, a nieco wcześniej - nawet o 5 więcej. Według Weissa, wyborcy sugerowali się sondażami przy oddawaniu głosów: nie wybierali partii, którym przepowiadano wysokie poparcie; oddawali głos na mniej popularne, aby pomóc im wejść do parlamentu i uzyskać lepszy wynik. I tak np. Kadima uzyskała prawdopodobnie o 10 mandatów mniej niż przewidywano, a Partia Emerytów, ku zaskoczeniu wszystkich obserwatorów, wprowadzi do Knesetu co najmniej 7 deputowanych.
Pytany o ocenę słabego wyniku rządzącej dotąd partii Likud (zajęła piąte miejsce), Weiss ocenił, że jest to związane z odejściem od niej Ariela Szarona - dotychczasowego lidera tej partii, jednego z najpopularniejszych polityków w Izraelu.
"Skończył on z tą partią wychodząc z niej i koniec. Prawdopodobnie ludzie są także zmęczeni z powodu ich bardzo ostrych poglądów. Ich podejścia terytorialistyczne znudziły się większości ludzi, którzy chcą pokoju, kompromisu" - ocenił Weiss. (PAP)
km/ lop/