*Niezależna dziennikarka wietnamska Ton Van Anh została w piątek przed południem wyproszona z Belwederu, gdzie odbywało się spotkanie premiera Jarosława Kaczyńskiego i szefa rządu Socjalistycznej Republiki Wietnamu Nguyena Tan Dunga. Polski premier zapowiedział wyjaśnienie całej sprawy. *
"Pierwszy raz o tym słyszę, pierwszy raz słyszę o czymś takim odkąd jestem premierem" - mówił szef polskiego rządu na konferencji prasowej. Jak poinformował PAP przed godz. 15 rzecznik rządu Jan Dziedziczak, obecnie trwa szczegółowe wyjaśnianie całej sytuacji.
Według relacji jednego ze świadków, wietnamska dziennikarka, która była akredytowana przez Centrum Informacyjnym Rządu i bez problemów weszła do Belwederu, podczas robienia zdjęć została zauważona przez stronę wietnamską. Wietnamczycy zwrócili się do Polaków z prośbą o jej wyproszenie.
Jak mówił dziennikarzom jeden z polskich organizatorów spotkania, który widział zajście, strona wietnamska zwróciła się z tą sprawą do komendanta gmachu i to obsługa Belwederu wyprowadziła wietnamską dziennikarkę. Następnie, również na prośbę strony wietnamskiej, wyproszony został polski dziennikarz, który chciał zrobić zdjęcia wyprowadzanej dziennikarce.
Sama Tan Van Anh powiedziała polskim dziennikarzom po konferencji, już poza terenem Belwederu, że poproszoną ją o opuszczenie gmachu, uzasadniając, że "wietnamscy goście nie życzą sobie jej obecności". "Mówiłam, że nie przyszłam do premiera Wietnamu, tylko do premiera Jarosława Kaczyńskiego, jednak odpowiedziano mi, że muszę wyjść, bo decyzja już zapadła" - relacjonowała.
"Jestem wstrząśnięta, trudno mi się z tym pogodzić" - podkreśliła. "Polska, kraj +Solidarności+ i papieża zawsze była dla nas wzorem i natchnieniem" - dodała.
Zaznaczyła też, że sytuacja wietnamskich dziennikarzy walczących o wolność słowa z komunistycznym rządem przypomina sytuację, w jakiej byli Polacy w latach osiemdziesiątych. Jak mówiła, trudno jej sobie wyobrazić, żeby polscy niezależni dziennikarze byli w tamtych czasach wypraszani z podobnych uroczystości w wolnych krajach europejskich. Zaznaczyła też, że sam premier Jarosław Kaczyński także przecież powołuje się na etos solidarnościowy.
"Nic w tej sprawie nie wiem, nie ukrywam, pierwszy raz się w tej chwili od pani dowiaduję. Nigdy takiej praktyki nie stosowaliśmy i będę musiał tę sprawę wyjaśnić" - powiedział polski premier pytany o całą sprawę na konferencji prasowej po spotkaniu z premierem Wietnamu.
"Będzie ta sprawa wyjaśniona. Pierwszy raz o tym słyszę, pierwszy raz słyszę o czymś takim odkąd jestem premierem" - dodał zaskoczony Jarosław Kaczyński.
Z kolei premier Wietnamu zaprzeczył, że wie coś o sprawie. "Jesteśmy na terenie polskim i wszystko musi odbywać się zgodnie z prawem polskim" - mówił.
Wyproszona dziennikarka oceniła w rozmowie z polskimi dziennikarzami, że nie dziwi jej taka odpowiedź premiera Wietnamu, bo "kłamstwo to zawód" wietnamskich władz. Dodała, że Radio Wolna Azja (z siedzibą w Waszyngtonie) które reprezentuje, jest przez władze Wietnamu traktowane jako największy wróg, bo emituje wolne i prawdziwe informacje.
Po południu rzecznik rządu Jan Dziedziczak poinformował PAP, że "w tej chwili trwa szczegółowe wyjaśnianie całej sytuacji".
"Chcę podkreślić, że zarówno polski protokół dyplomatyczny, jak i służby prasowe Kancelarii Premiera traktowały te osoby (wyproszone- PAP), jak każdego innego przedstawiciela mediów. Ze strony protokołu i CIR nie było żadnego problemu, aby te osoby mogły uczestniczyć w konferencji prasowej" - podkreślił.
"Z pierwszych informacji, jakie udało nam się w tej chwili uzyskać wynika, że na kilkanaście minut przed rozpoczęciem konferencji, służby ochrony premiera Wietnamu przekazały informację, że wietnamska dziennikarka nie może przebywać w bliskiej obecności premiera Wietnamu. Polscy funkcjonariusze BOR nie mieli możliwości zweryfikowania tej informacji w tak krótkim czasie, dlatego spełnili żądania strony wietnamskiej" - wyjaśnił rzecznik.
"Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji sprawdzi czy funkcjonariusze BOR zachowali się poprawnie" - dodał.
Przeciwko wizycie premiera Wietnamu Nguyen Tan Dunga przed Belwederem w protestowało kilkunastu przedstawicieli Stowarzyszenia Wolnego Słowa (SWS) oraz mieszkających w Polsce Wietnamczyków. Protestujący trzymali transparenty z hasłami: "Wolny Wietnam", "Żądamy natychmiastowego uwolnienia więźniów politycznych w Wietnamie".
Jak powiedział dziennikarzom biorący udział w pikiecie lider Partii Demokratycznej, eurodeputowany Janusz Onyszkiewicz, z protestem powinni się solidaryzować wszyscy, którym bliskie są ideały demokracji. "Sprawa praw człowieka jest w Wietnamie nadal bardzo aktualna. Polska powinna przypominać, aby UE jako całość wywierała naciski na Wietnam w zakresie przestrzegania praw obywatelskich" - dodał.
Natomiast Robert Krzysztoń z SWS powiedział, że protest jest wyrazem solidarności z Wietnamczykami. "Jeśli tej solidarności brakuje ze strony rządzących, to potrzebna jest solidarność okazywana przez rządzonych" - zaznaczył.
Stowarzyszenie Wolnego Słowa powstało w 2003 roku, grupuje m.in. dziennikarzy, artystów i podziemnych wydawców zaangażowanych w działalność opozycyjną w czasach PRL. (PAP)
ann/ mja/ par/ woj/