Żony górników z "Budryka", po dwóch dniach pobytu w Warszawie, opuszczają warszawskie centrum "Dialog" i wracają do domów na Śląsk. Ministerstwo Gospodarki potwierdza, że doszło do porozumienia z kobietami.
Kobiety podkreślają, że osiągnęły swój cel. Mają jednak żal, że nie spotkał się z nimi wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak.
Do Warszawy przyjechało w środę około 40-50 żon górników strajkujących od miesiąca w kopalni "Budryk". Kobiety spędziły ostatnią noc w warszawskim Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog".
Żony górników czekały na potwierdzenie informacji, że Wojewódzka Komisja Dialogu Społecznego (WKDS) w Katowicach zajmie się sprawą protestu w "Budryku". Po południu taką decyzję podjęło zwołane w trybie pilnym prezydium Komisji. Do spotkania ma dojść w piątek po południu w Katowicach.
O zaangażowanie WKDS w sprawę zaapelował zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW)
, do której niedawno "Budryk" został przyłączony. Negocjacje między związkowcami a zarządem JSW nie przyniosły porozumienia. Strajk górników, domagających się podwyżek, trwa już ponad miesiąc.
"Osiągnęłyśmy swój cel. Chciałyśmy, żeby ktoś zwrócił uwagę na to, co się dzieje na kopalni; żeby doszło do zwołania komisji, która zdecyduje o spotkaniu stron sporu. Robiłyśmy to spontanicznie, w nadziei na to, że nasi mężowie wreszcie wrócą do domu i strajk zostanie zakończony" - powiedziała Jolanta Konieczna, żona jednego ze strajkujących górników.
Kobiety od początku domagały się spotkania z wicepremierem, ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem. Jednak wicepremier kilkakrotnie powtarzał, iż rozwiązanie problemów powinno nastąpić w kopalni "Budryk", a nie w Warszawie. W czwartek na konferencji powiedział, że "nie będzie wymuszonych spotkań".
Żony górników nie ukrywały, iż jest im przykro z powodu postawy Pawlaka. "Zawiedzione jesteśmy jedynie tym, że nie porozmawiałyśmy z panem Pawlakiem. Bardzo nam jest przykro, że powiedział, iż nasi mężowie zasłaniają się nami. To nieprawda" - powiedziała Konieczna.(PAP)