Bankom na udzielaniu kredytów zależy, bo na tym zarabiają. Chętnych na kredyty mieszkaniowe jest cała masa, a do banków trafia potężna liczba wniosków kredytowych.
I choć banki wyraźnie w ostatnich miesiącach obniżyły wymagania stawiane przed potencjalnymi klientami (niższy wkład własny, akceptowanie dochodów z samozatrudnienia i umów śmieciowych), sita analityków kredytowych pozostają szczelne. Z szacunków BIK wynika, że 3 wnioski kredytowe na 10 są odrzucane.
Liczy się pozytywna historia kredytowa, minimum 10-20 proc. wkładu własnego, stabilne źródło dochodów i brak nadmiernych kosztów życia, a sama nieruchomość nie może mieć nadmiernie zagmatwanego stanu prawnego.
Weźmy trzyosobową rodzinę, która ma do dyspozycji prawie 8 tys. zł netto miesięcznie. To więcej niż ma do dyspozycji przeciętna rodzina. Banki zaoferują im kredyt mieszkaniowy w wysokości 730 tys. zł - wynika z danych HRE Investments.
Wspomniana kwota to mediana, a więc połowa banków skłonna byłaby pożyczyć więcej, a połowa mniej. Do tej pierwszej grupy należą BNP Paribas czy ING, w których mogliby pożyczyć 850-860 tysięcy złotych. Na drugim biegunie znajdziemy za to PKO, Millennium czy Alior. W tych instytucjach rodzina mogłaby zadłużyć się na od 650 do 700 tys. złotych.
Przedstawione kwoty pokazują maksymalne zdolności kredytowe. A będzie, gdy NBP podniesie w końcu stopy procentowe? Wówczas i raty prawie wszystkich złotowych kredytów mieszkaniowych także powinny wzrosnąć.
Dzisiejsze prognozy sugerują, że do pierwszej podwyżki stóp procentowych może dojść w perspektywie roku. Nie będzie ona dla przeciętnego domowego budżetu rujnująca, bo pojedyncza podwyżka może oznaczać podniesienie się raty o zaledwie kilka-kilkanaście złotych w przeliczeniu na każde pożyczone 100 tys. złotych.
Jeśli chcielibyśmy spojrzeć w bardziej odległą przyszłość, to dzisiejsze prognozy sugerują, że ewentualne podwyżki powinny być nam dozowane powoli.
Dopiero za około 3 lata koszt pieniądza w Polsce ma wrócić do poziomu sprzed epidemii. Nasza perspektywa jest więc taka, że w 2024 roku raty kredytów mogą być o 15-20 proc. wyższe niż dziś.
Podwyżka spora, ale powinna być do udźwignięcia - szczególnie jeśli uwzględnimy, że prognozy banku centralnego sugerują, że w tej samej perspektywie czasowej przeciętne wynagrodzenie w Polsce może wzrosnąć o 20-25 proc.