Ceny mieszkań idą w górę, a podwyżki napędza m.in. bardzo duże zainteresowanie zakupem własnego "M". Skąd ludzie biorą pieniądze? Z banków, a jak pokazują najnowsze statystyki Biura Informacji Kredytowej (BIK), te pożyczają rekordowe kwoty.
Banki i SKOK-i udzieliły w sumie w kwietniu o jedną trzecią więcej kredytów mieszkaniowych niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. Co więcej, opiewały one na wyższe kwoty i w efekcie wartość kredytów wzrosła o 41 proc. Mowa o łącznej puli 7,2 mld zł.
Najszybciej rośnie akcja kredytowa dla finansowania między 350 tys. i 500 tys. zł, a także powyżej pół miliona. Średnia wartość udzielanego kredytu wynosi około 318 tys. zł i to rekord. W rok kwota ta zwiększyła się o 6,6 proc.
- Banki pożyczają na mieszkania rekordowe kwoty, a wciąż nie powiedziały ostatniego słowa. Dziś nie tylko Polacy chcą zaciągać kredyty mieszkaniowe, ale też banki bardzo chcą ich udzielać - twierdzi Bartosz Turek, ekspert HRE Investments.
Pandemia i rekordy
Tłumaczy, że duży wzrost sprzedaży hipotek tylko w niewielkim stopniu można wiązać z efektami epidemii. W kwietniu 2020 roku wciąż sprzedaż kredytów miała się nieźle. Dopiero w okresie od maja do sierpnia widać było wyraźne epidemiczne załamanie.
- To przesunięcie jest związane z faktem, że wszystkie procedury kredytowe są czasochłonne. W efekcie w kwietniu udzielane są kredyty, o które wnioskowano w lutym i marcu - podkreśla.
Wszystko wskazuje na to, że banki będą śrubować rekordy. Według Turka jest niemal pewne, że rekordowe wyniki z marca i kwietnia zostaną jeszcze pokonane. A to dlatego, że w bankach procesowanych jest obecnie potężna liczba wniosków, a jak szacuje BIK standardowo około 70 proc. z nich jest akceptowanych.
- Jeśli dobra passa będzie trwała, to prognozy, które formułowane były jeszcze kilka miesięcy temu, a z których wynikało, że sprzedaż hipotek będzie w bieżącym roku o 10-20 proc. wyższa niż w 2020 roku, będzie trzeba rewidować i to w górę. Z każdym kolejnym miesiącem utwierdzamy się w przekonaniu, że Polacy zaciągną w bieżącym roku hipoteki o najwyższej wartości w historii - wskazuje ekspert HRE.
Są pieniądze, są kredyty
Ocenia, że banki mają większą skłonność do udzielania kredytów. Sugeruje, że obniżenie wymagań odnośnie wkładu własnego to pokłosie faktu, że banki przestały wierzyć w mające nadejść przeceny mieszkań. Większe otwarcie na osoby zatrudnione inaczej niż w formie umowy o pracę, to za to efekt spodziewanej poprawy na rynku pracy.
- Do tego same banki też mają w skarbcach dużo pieniędzy, które nie pracują. Gdyby wziąć pod uwagę tylko umowy, które banki mają zawarte z firmami, samorządami czy gospodarstwami domowymi, to okazałoby się, że dziś niewiele ponad 80 proc. depozytów takich właśnie klientów jest przekutych w kredyty. Przed epidemią ten współczynnik był na poziomie ponad 90 proc. - zauważa Turek.
Wylicza, że te 10 proc. różnicy to jest około 150-200 mld zł, które banki w sprzyjających okolicznościach mogłyby zaprząc do pracy w formie kredytów.