Sezon wynikowy trwa w najlepsze. Część banków już opublikowała raporty finansowe za drugi kwartał, inne dopiero to zrobią. Analitycy szacują, że w ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku sektor zarobił około 20 mld zł. W całym bieżącym roku, jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, banki lekką ręką wypracują ponad 30 mld zł. Tak dobrego roku nie miały od lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Partia patrzy
Rekordowe zyski banków kuszą polityków. Rok temu Jarosław Kaczyński straszył je, że jeśli nie podniosą oprocentowania na lokatach, zostaną obciążone podatkiem od nadmiarowych zysków. Pomysł spalił na panewce.
Udało się za to uchwalić wakacje kredytowe, które — o czym informowaliśmy jako pierwsi — prawdopodobnie zostaną przedłużone o kolejny rok jeszcze przed wyborami parlamentarnymi. Strona rządowa wówczas nie zaprzeczyła, powiedziała jedynie, że decyzję o przedłużeniu uzależnia od kilku czynników. Przez ostatnie miesiące rządzący budują napięcie wśród wyborców, co jakiś czas podając szczątkowe informacje na ten temat.
I tak ponad dwa tygodnie temu, tuż przed startem bankowego sezonu wynikowego, na temat wakacji kredytowych wypowiedział się Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju, bliski współpracownik premiera Mateusza Morawieckiego.
Przedłużenie wakacji kredytowych mogłoby być uzasadnione o jeden-dwa kwartały, do czasu aż stopy procentowe nie spadną poniżej 6 proc. — ocenił Borys w programie Polsat News.
— Takie działanie jest uzasadnione tak długo, jak mówimy o ryzyku wzrostu stóp procentowych, czy o wysokich stopach. Na szczęście w tej chwili większość prognoz wskazuje, że stopy procentowe spadną na przestrzeni najbliższych 12 miesięcy już do poziomu ok. 6 proc., może poniżej. Jesteśmy na szczycie, za chwilę stopy powinny spadać, inflacja spada — dodał.
Wakacje kredytowe w okrojonej wersji?
Wielu ekonomistów krytykuje wrześniowe cięcie stóp, do którego mają przygotowywać się decydenci banku centralnego. Na korzyść sektora bankowego przemawia też liczba spraw legislacyjnych w tej kadencji Sejmu i krótki czas, jaki pozostał posłom na ich załatwienie. Aby udało się uchwalić wakacje kredytowe, parlamentarzyści musieliby zająć się nimi najpóźniej we wrześniu.
Jeśli taka ustawa miałaby się pojawić, to we wrześniu byłby ostatni dzwonek, by skierować ją do Sejmu. Gdy doliczymy czas potrzebny Senatowi na uwagi i prezydentowi na podpis, to wychodzi, że na uchwalenie przepisów potrzebujemy więcej niż miesiąc — mówi money.pl Izabela Leszczyna, posłanka Platformy Obywatelskiej, była wiceminister finansów.
— Nie zapominajmy jednak, że to gaszenie pożaru, który obecna władza sama wznieciła. Prezes Glapiński rozgrzewał gospodarkę tanim pieniądzem, nie myśląc o kredytobiorcach. Zaciągali kredyty przy zerowych stopach, które relatywnie szybko wzrosły. Natomiast zapowiadanie obniżki, teraz gdy mamy dwucyfrową inflację, właściwie kwalifikuje się do postawienia prezesa banku centralnego przed Trybunałem Stanu — dodaje.
Przypomnijmy, dwuletnie wakacje kredytowe wprowadzono, by ulżyć kredytobiorcom w spłacie rosnących rat wskutek polityki monetarnej banku centralnego. Kosztowały one sektor około 11 mld zł. Całość banki zaksięgowały w 2022 roku.
— Myślę, że politycy mogą mieć o wiele ważniejsze sprawy legislacyjne przed wyborami niż wakacje kredytowe, tym bardziej że jednocześnie zapowiadają spadek stóp procentowych, co obniża zasadność tej ulgi. Nawet jeśli zostaną one wprowadzone, to niewykluczone, że będą w okrojonej wersji, czyli nie dla każdego i nie od razu na dwa lata. Wówczas koszty tego rozwiązania nie byłyby aż tak wysokie, jak w ubiegłym roku — wskazuje w rozmowie z money.pl Marcin Materna, analityk Domu Maklerskiego Millennium Banku.
Zdaniem Leszczyny sięganie po pieniądze banków skończy tym, co zwykle — przerzuceniem kosztów na klientów, o czym również pisaliśmy w money.pl. Nasza rozmówczyni zwraca uwagę na jeszcze inne ryzyko.
— Obciążanie banków dzisiaj dodatkowymi kosztami byłoby niebezpieczne, bo nie dość, że muszą rozliczyć się z frankowiczami, to ważne jest kredytowanie rozwoju gospodarki. Według mnie Ministerstwo Finansów powinno przygotować ustawę, która pozwoli tym kredytobiorcom, których nie stać na adwokatów lub nie chcą tracić czasu na sprawy sądowe, uwolnić się na kompromisowych warunkach od kredytu walutowego. Pozostawienie banków i klientów samych z tymi kredytami według mnie jest nieodpowiedzialne — uważa posłanka opozycji.
Zasługa prezesa NBP
Wracając do rekordowego dla banków roku pod względem zysków — jeśli nic nie stanie im na przeszkodzie, jak już wspomnieliśmy, zarobią ponad 30 mld zł. Wyniki napędzają głównie wysokie stopy procentowe banku centralnego. Na korzyść banków działa jednak coś jeszcze.
— W tym roku banki mają niskie koszty regulacyjne, a pozostałe, w tym pracownicze, rosną mniej więcej w tempie inflacji. I co ważne, pomimo wysokiego oprocentowania, klienci spłacają kredyty bez większego problemu — wskazuje Łukasz Jańczak, analityk Erste Securities.
Dopytujemy naszego rozmówcę, czy gdy wakacje kredytowe skończą się w tym roku i nie zostaną przedłużone, to Polacy zaczną mieć problem ze spłacaniem hipotek. Według analityka banki nie zakładają, by brak wakacji kredytowych w kolejnym roku negatywnie wpłynął na jakość portfela kredytowego. Z ich relacji wynika, że wakacje kredytowe nie poprawiły znacząco spłacalności.
— Jeśli zostaną przedłużone, to część zysku zostanie przeznaczona na ich sfinansowanie, ale na tym etapie, bez szczegółów, trudno przewidzieć jaka — zaznacza Jańczak.
W tym roku część zysków banków pochłoną też rezerwy na sporne kredyty frankowe. To pieniądze odłożone na potencjalne wydatki związane z pozwami lub ugodami. Szacunki Komisji Nadzoru Finansowego wskazują, że "franki" będą kosztować ok. 100 mld zł. Banki jak dotąd odłożyły mniej więcej połowę tej kwoty.
"Wielu Polaków nie robi nic, by ich pieniądze zarabiały"
Ekspert Erste Securities wskazuje na kolejny czynnik, który dodatkowo wspiera zyski banków. Chodzi o klientów z oszczędnościami na kontach.
Mimo że w ofercie banków są lokaty na 7 proc., to średnie oprocentowanie depozytów jest niskie. Z reguły rośnie wolniej niż koszt pieniądza, ale w tym cyklu różnica jest większa niż w przeszłości. Z jednej strony wynika to z tego, że spora część pieniędzy klientów leży na nieoprocentowanych rachunkach bieżących. Z drugiej: wielu Polaków nie robi nic, by ich pieniądze zarabiały — stwierdza nasz rozmówca.
Chodzi o to, by zamiast na rachunku bieżącym leżały na koncie oszczędnościowym czy lokacie terminowej. — Oczywiście wymaga to pewnego wysiłku, przelania pieniędzy z jednego konta na drugie, a raz na jakiś czas z jednego banku do drugiego. Jednak nie jest to aż tak strasznie skomplikowane i wymagające, i niestety często wynika to (brak takich działań — przyp. red.) po prostu z lenistwa. Na takich klientach bank zarabia, ale skoro wielu ludzi nie dba o zdrowie, to podobnie wielu nie dba o swoje pieniądze — dodaje Jańczak.
Raz na kilkanaście lat
Marcin Materna z DM Millennium Banku zakłada, że ten rok mimo wszystko będzie dobry dla sektora bankowego. Przypomina, że wcześniejsze lata były relatywnie słabe. — Przez ostatnich kilkanaście lat banki zarabiały łącznie ok. 10-15 mld zł rocznie. Zatem wzrost zysku o 100-120 proc. w ciągu 12 lat nie jest wielkim osiągnięciem. Może się też okazać, że to będzie jednorazowy tak dobry wynik, bo kolejne lata zapowiadają się już słabiej — mówi analityk.
Podsumowuje, że drugie półrocze pod względem zysków może być dla banków nieco gorsze od pierwszego, głównie przez wyższe koszty działalności oraz spadek dynamiki dochodów odsetkowych. Jeśli przedłużone zostaną rządowe wakacje kredytowe lub pojawią się inne tego typu ryzyka regulacyjne — podkreśla nasz rozmówca — istotnie obniżą prognozowane zyski.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl