Narodowy Bank Szwajcarii (SNB) w czwartek podniósł stopy procentowe o 50 punktów bazowych do 1,50 proc. Polityka monetarna Szwajcarów nie jest obojętna Polakom. Spośród 750 tys. wszystkich udzielonych kredytów frankowych spłacono jak dotąd jedynie ponad połowę.
Wskaźnik SARON (odpowiednik WIBOR-u), który wpływa na oprocentowanie kredytów frankowych, podąża śladem głównej stopy referencyjnej banku centralnego Szwajcarii. Według prognoz prawdopodobnie utrzyma się ona na tym poziomie do końca 2024 roku. To najwyżej od 2008 roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Frankowicze w opałach
Na sytuację frankowiczów wpływ ma nie tylko SARON, ale przede wszystkim kurs franka szwajcarskiego, który zmienia się częściej niż oprocentowanie kredytu i wpływa zarówno na wysokość raty, jak i kapitału. Kluczowym pod tym względem był rok 2015, gdy 15 stycznia SNB "uwolnił" kurs franka szwajcarskiego i ten względem innych walut silnie się umocnił - w relacji do złotego przez chwilę kosztował ponad 5 zł. Dzień wcześniej za jednego franka trzeba było zapłacić ponad 3,5 zł. Obecnie ok. 4,7 zł.
15 stycznia 2015 r. jest nazywany przez frankowiczów "czarnym czwartkiem". Dlaczego? Bo w latach 2005-2012, gdy tego typu kredyty sprzedawały się jak ciepłe bułeczki, kurs franka był w okolicy 2 zł. Porzucenie polityki obrony minimalnego kursu wymiany euro na franka szwajcarskiego zapoczątkowało batalię o kredyty frankowe w Polsce.
Frankowicze poszli za radą prezesa
W lutym 2017 r. prezes PiS Jarosław Kaczyński na antenie radiowej Jedynki powiedział, że frankowicze powinni zacząć samodzielnie walczyć o swoje prawa w sądach. Jak dotąd skierowali do sądów ok. 110 tys. umów kredytowych. Dotychczasowe wyroki (tylko w ubiegłym roku zapadło ponad 9 tys.) nie pozostawiają złudzeń: klienci banków wygrywają w cuglach.
Prawie 200 tys. wciąż spłacanych zobowiązań i niewykluczone, że trafią na wokandę. Wiele będzie zależało od rozstrzygnięcia w Trybunale Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w sprawie dotyczącej "darmowego kredytu". Wyrok zapadnie latem i jeśli będzie zgodny z opinią rzecznika generalnego z lutego tego roku, to może spowodować tsunami pozwów.
Banki w opałach
Sektor bankowy boi się tego jak ognia. Zgodnie z wyliczeniami Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) "darmowy" kredyt frankowy kosztowałaby banki łącznie 100 mld zł. Dlatego z inicjatywy sektora wrócił pomysł, aby ustawą rozwiązać problem frankowy, mimo że jeszcze kilka lat temu bankowcy skutecznie się temu sprzeciwiali.
Ustawowa interwencja, dotycząca bankowych kredytów w CHF, to sprawa o fundamentalnym znaczeniu i należałoby się zwrócić do wszystkich sił politycznych o strategiczne podejście do niej - ocenił prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz w kuluarach Kongresu Finansowania Nieruchomości Mieszkaniowych na początku marca.
Przypomnijmy, że jeszcze jakiś temu bankowcy nie chcieli iść na ugody z klientami. Chcą teraz, ale teraz to nie chcą klienci, bo w sądach mogą "ugrać" znacznie więcej. Na grafice poniżej prezentujemy na przykładzie jednego z frankowiczów, jakie są możliwości.
- Jeśli chodzi o kwestię opłacalności ugód z bankami, to bardzo dużo zależy od tego, czy kredytobiorca niezwłocznie po jej zawarciu zamierza całkowicie spłacić kredyt, czy też spłacać rata po racie zgodnie z harmonogramem. Dlaczego to jest ważne? Bo po zawarciu ugody obniżeniu ulega saldo zadłużenia o kwotę umorzenia kapitału zaproponowaną przez bank. I na tę informację kredytobiorcy zwracają uwagę, ale często pomija inną: całkowity koszt kredytu, a w tym głównie odsetki - mówi w rozmowie z money.pl adw. Bartosz Czupajło.
Z deszczu pod rynnę
Po zawarciu ugody kredyt zostaje przewalutowany na złotowy i oprocentowany na podstawie stawki WIBOR, która obecnie jest na bardzo wysokim poziomie. Nasz rozmówca twierdzi, że widział sporo propozycji ugodowych, według których kredytobiorcy po ich zawarciu mieli obniżone saldo kredytu, ale rata praktycznie ani drgnęła.
A więc jeżeli ktoś zamierza spłacać kredyt zgodnie z harmonogramem, to taka ugoda nie ma uzasadnienia ekonomicznego dla kredytobiorcy - uważa Czupajło.
Co innego - dodaje rozmówca money.pl - gdyby ktoś chciał niezwłocznie spłacić kredyt lub sprzedać mieszkanie, co również wiąże się z automatyczną spłatą kredytu. Według prawnika warto wówczas rozważyć ugodę, bo zawarcie ugody to sposób na szybkie i bezkosztowe uwolnienie się od wadliwego kredytu frankowego.
Ugoda z bankiem. Czy warto?
Zdaniem adw. Czupajły scenariusz ugodowy wiąże się jednak z o wiele mniejszymi korzyściami w porównaniu do tego, co kredytobiorca może uzyskać w sądzie. Zaznacza, że trzeba liczyć się z tym, że na wyrok czeka się kilka lat. Dodaje, że część kredytobiorców ma umowy, których nie da się w łatwo podważyć w sądzie. Są to osoby, które wykorzystywały kredyt na cele związane z prowadzaniem działalności gospodarczej.
Inne obserwacje poczynił kolejny prawnik pytany przez money.pl. Według radcy prawnego Wojciecha Bochenka propozycje ugodowe kierowane przez banki mogą nie dawać kredytobiorcom frankowym pełnego obrazu ich sytuacji prawnej oraz finansowej.
Niektóre pakiety dokumentów ugodowych potrafią liczyć prawie 60 stron tekstu, który nie jest napisany prostym i zrozumiałem językiem dla konsumenta. Odnoszę wrażenie, że przedstawiane informacje akcentują jedynie korzyści wynikające z zawarcia ugody, celowo zachęcając kredytobiorcę do tego rozwiązania. Natomiast rzetelne informacje o możliwości kwestionowania umowy kredytowej na drodze sądowej i związane z tym skutki są przedstawiane bardzo lakonicznie lub pomijane - mówi Bochenek.
Przekonuje, że taka praktyka nie odpowiada wymogom stawianym przez TSUE w orzeczeniach wydanych w oparciu o treść Dyrektywy 93/13. Wszelkie modyfikacje umowy muszą być przedstawione w sposób prosty i zrozumiały dla konsumenta.
Zdaniem radcy prawnego banki bardzo obszernie opisują korzyści płynące z proponowanej ugody, wskazując na jej parametry finansowe, możliwe do uzyskania korzyści, w tym wyeliminowanie ryzyka walutowego, które oddziałuje zarówno na kapitał pozostały do spłaty, jak i wysokość comiesięcznej raty.
Według naszego rozmówcy banki wskazują, że w wyniku zawarcia ugody dojdzie do zmiany parametru oprocentowania z LIBORU/SARONU na WIBOR. W związku z tą zmianą banki przedstawiają klauzule informacyjne dotyczące możliwości zmiany WIBOR-u oraz jego wpływu na wysokość raty, oraz całkowity koszt kredytu. Propozycje ugodowe stwarzają klientowi poczucie możliwości wyboru rodzaju oprocentowania, czyli zmiennego lub stałego na okres 5 lat.
Zdaniem radcy prawnego problem polega na tym, że kredytobiorca dostaje informację o możliwości skierowana swojej sprawy na drogę postępowania sądowego oraz możliwych rozstrzygnięciach, jakie mogą zapaść w sądzie. Z jego obserwacji wynika, że banki nie pokazują parametrów finansowych w sposób podobny, jak w przypadku propozycji ugodowych.
- Konsument nie wie, z jakimi roszczeniami może wystąpić, jakie skutki finansowe i prawne wywrze dla niego wyrok stwierdzający nieważność umowy, a jak to będzie wyglądało w przypadku odfrankowienia (przewalutowania na kredyt złotowy, gdzie podstawą oprocentowania jest wskaźnik SARON - przy. red.). Z treści propozycji ugodowej konsument nie jest w stanie ustalić, jakie roszczenia przysługują mu względem banku i jak te roszczenia przekładają się na jego sytuację majątkową - tłumaczy Bochenek.
Dlatego coraz głośniej mówi się o tym, że ci, którzy zdecydowali się na ugodę, prędzej czy później mogą chcieć ją podważyć w sądzie. Zdaniem Bartosza Czupajły na ten krok najprędzej mogą zdecydować się osoby, które dogadywały się z bankami w roku 2021, gdy stopy procentowe były bliskie zera.
- WIBOR był wtedy na bardzo niskim poziomie i nie wszyscy kredytobiorcy zdawali sobie sprawę z tego, co się stanie z ich ratami, gdy ten wskaźnik referencyjny wzrośnie. Czy uda się im podważyć ugodę? Wiele będzie zależeć od tego, czy banki należycie wywiązały się z obowiązku informacyjnego na temat ryzyka zmiennego oprocentowania.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.