Narodowy Bank Polski (NBP) podjął się walki z szalejącą inflacją i m.in. podniósł stopy procentowe. Ma to przyczynić się do spadku ilości pieniądza w obiegu poprzez np. zwiększenie kosztu kredytów.
We wtorek bank opublikował szczegółowe statystyki dotyczące właśnie podaży pieniądza. Okazuje się, że podwyżki stóp przynoszą efekty. W styczniu było mniej pieniędzy na rynku w porównaniu z grudniem. Mowa o spadku na poziomie 1,2 proc. do poziomu 1,96 bln zł.
W najnowszym raporcie znajdziemy sporo interesujących liczb. Np. wartość gotówki w obiegu (poza kasami banków) spadła o 0,6 proc. w ujęciu miesięcznym i wyniosła 338,41 mld zł. Z kolei na depozytach bankowych na koniec stycznia było w sumie 1 bln 613,61 mld zł. To oznacza spadek o 1,3 proc. miesiąc do miesiąca.
Więcej pieniędzy na lokaty. Gorzej z kredytami
Ekonomiści PKO BP zwracają uwagę na dynamikę wzrostu gotówki, która w skali roku spadła do 9,4 proc. Z wynikiem poniżej 10 proc. mamy do czynienia po raz pierwszy od lipca 2019 roku.
"Gospodarstwa domowe przenoszą środki z ROR-ów na lokaty. Spadły depozyty firm, ale to powrót do sezonowości sprzed pandemii" - wskazują.
Wychodzi też na to, że podwyżki stóp procentowych podziałały na zdecydowane wyhamowanie w zakresie kredytowania mieszkań. W styczniu wartość złotowych kredytów hipotecznych wzrosła w porównaniu z poprzednim miesiącem jedynie o 0,4 proc.
Ekonomiści PKO BP podkreślają, że to najsłabszy wynik od października 2008 roku, czyli od szczytu poprzedniego globalnego kryzysu finansowego. Wtedy doszło do tak poważnego załamania, że chwilowo dynamika w zakresie kredytowania była nawet ujemna, co oznacza, że ubywało hipotek.
Kredytobiorcy niepewni przyszłości
"Popyt na kredyty mieszkaniowe może odżyć, kiedy zniknie niepewność co do docelowego poziomu stóp procentowych. Tym bardziej, im niższy będzie ten poziom" - wskazuje PKO BP.
Obecnie główna stawka oprocentowania w NBP wynosi 2,75 proc. i wydaje się, że minimum, do którego dąży, to około 4 proc. Prezes banku centralnego Adam Glapiński ostatnio podkreślał, że przy takim poziomie oprocentowania gospodarka nie ucierpi.
Ekonomiści banków komercyjnych idą jednak dalej i coraz częściej typują, że do końca roku główna stawka NBP wzrośnie do 4,5 proc., a odważniejsze prognozy mówią o 5 proc. Tak wysoko poprzeczkę zawiesił np. amerykański bank inwestycyjny Goldman Sachs. Uzasadnia to bardziej uciążliwą inflacją.