Karolina Wysota, Grzegorz Siemionczyk, money.pl: Spadek inflacji negatywnie wpłynął na kondycję firm. Dynamika przychodów zmalała, a niektóre koszty - w szczególności pracy - wciąż szybko rosną. Efekt to malejąca rentowność przedsiębiorstw. Czy przekłada się to na terminowość spłaty kredytów?
Agnieszka Wolska, wiceprezeska BNP Paribas Bank Polska: My nie odnotowujemy pogorszenia jakości kredytów, ale nasz portfel nie jest reprezentatywny dla całego sektora. U niektórych konkurentów widać pewien wzrost rezerw na zagrożone kredyty. Pogorszenie kondycji firm widzimy natomiast w ratingach (ocenach wiarygodności kredytowej – przyp. red.), które robimy na podstawie wyników przedsiębiorstw. Od ubiegłego roku ratingi są w trendzie spadkowym. M.in. z powodu wyprzedaży nadmiernych zapasów, które firmy kumulowały w okresie szybkiego wzrostu cen i silnego popytu. W niektórych sektorach także popyt jest poniżej oczekiwań, szczególnie tych zaangażowanych w eksport.
Ten rok będzie prawdopodobnie rekordowy, jeśli chodzi o liczbę upadłości wśród polskich przedsiębiorstw. To jest zupełnie bez wpływu na państwa wyniki?
To jest kwestia naszej polityki kredytowej, tego z kim pracujemy. Jako część największej europejskiej grupy bankowej - BNP Paribas - mamy wśród klientów wiele firm międzynarodowych. Ich profil ryzyka jest inny niż mniejszych firm, działających lokalnie bez wsparcia spółek-matek. Ale nawet w przypadku lokalnych firm, nasz portfel kredytów jest zdrowy. Jednym z czynników takiej sytuacji jest to, że mamy dobre rozeznanie tego, jak kształtuje się sytuacja w Europie i niektóre tendencje jesteśmy w stanie dostrzec szybciej niż inne banki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A jak ta słaba kondycja firm przekłada się na popyt na kredyt?
Tu akurat widać lekką poprawę. W 2023 r. słabość inwestycji ograniczyła zapotrzebowanie na kredyt. Zobowiązania firm wobec banków zmalały wtedy o 4,5 proc. W tym roku, do końca sierpnia, wzrosły już o 4 proc. Widać, że odradza się m.in. zainteresowanie kredytem obrotowym. Po pandemii COVID-19 firmy miały ogromną nadpłynność. Ona zresztą utrzymuje się do dziś, dlatego to pogorszenie wyników firm, o którym rozmawiamy, nie będzie miało w naszej opinii żadnych dramatycznych konsekwencji. Ale na dłuższą metę zarówno w Polsce, jak i Europie, potrzebny jest silny impuls popytowy, inwestycyjny.
Widać jakieś szanse na taki impuls? Skąd miałby pochodzić?
W 2023 r. mieliśmy w Polsce pewien wzrost inwestycji, ale one były finansowane ze środków własnych firm. Teraz sytuacja w przedsiębiorstwach się pogarsza, a inwestycje odkładane są na półkę. Jednocześnie nie ruszyły na dobre inwestycje w ramach KPO. Wygląda więc na to, że impuls musi pochodzić od państwa. Największy potencjał widzę w dekarbonizacji, transformacji energetycznej. Na początku października ukazał się projekt Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK). Realizacja opisanej w nim ścieżki dekarbonizacji wymagałby wydatków inwestycyjnych na poziomie 600 mld zł do 2030 r. To jest mniej więcej trzykrotnie więcej, niż zakładały nasze szacunki takich wydatków. Oczywiście, to jest tylko projekt. Ale nawet jeśli zostanie zrealizowany w części, to i tak mówimy o dużych kwotach. Dla porównania, zadłużenie przedsiębiorstw wobec banków to około 400 mld zł.
Oczekuje pani, że firmy będą chętniej finansowały takie inwestycje z kredytu niż do tej pory? Może będą korzystały głównie ze środków własnych?
Jeżeli Polska rzeczywiście będzie realizowała taką strategię transformacji energetycznej, to jestem przekonana, że znajdzie to odzwierciedlenie w popycie na kredyt. Ten popyt będzie skoncentrowany na kilku dużych inwestycjach. Przykładowo, budowa elektrowni jądrowej to koszt ponad 100 mld zł. Takie projekty wymagają kapitału bankowego.
Czy transformacja energetyczna wystarczy, aby pobudzić popyt na kredyt inwestycyjny? Potrzebne są inne impulsy?
Na pewno nie wystarczy, ale brak tego czynnika będzie nas ciągnął w dół. Kolejnym impulsem popytowym na pewnym etapie może być branża zbrojeniowa, chociaż nie jest jasne, na ile to będzie finansowane z kredytu. Prawdopodobnie po kredyt będą sięgali tylko podwykonawcy. Ponadto mamy jeszcze wiele do zrobienia w dziedzinie infrastruktury i oczywiście innowacyjności polskiej gospodarki.
Bankom wolno finansować inwestycje zbrojeniowe?
Wolno, ale oczywiście patrzymy na to inaczej niż na pozostałe sektory. Mimo wszystko jest to produkcja broni i w grę wchodzą kwestie etyczne. Pamiętajmy jednak, że zmienia się nam perspektywa. W kontekście tego, co dzieje się w Ukrainie, jesteśmy gotowi pomóc w finansowaniu obronności.
Jaka jest zdolność polskich banków do finansowania tak dużych inwestycji, jakich wymagała będzie dekarbonizacja gospodarki?
Na ten moment, biorąc pod uwagę kapitały, banki mogłyby udzielić kredytów na kwotę 260 mld zł. Ale trzeba wziąć pod uwagę również to, że banki mają dobry rok. Już po sierpniu skumulowane zyski sektora to około 28 mld zł. Część z tegorocznych zysków zasili kapitały. Do tego, z tych 400 mld zł aktywnych kredytów, o których wspominałam wcześniej, spora część - około 50 mld zł - jest co roku wymieniana. Stare kredyty zapadają, a nowe są udzielane.
W te duże projekty zaangażowane będzie też państwo i instytucje multilateralne. Wydaje się więc, że z ich finansowaniem nie będzie problemu. Ale na pewno byłoby łatwiej, gdyby nie wakacje kredytowe i tego rodzaju pomysły, ograniczające zdolność banków do akumulacji kapitału. Polscy decydenci muszą więc zrobić porządne kalkulacje: ile jako kraj chcemy wydać na zieloną transformację i jaka część ma pochodzić z długu publicznego.
Czyli w zasadzie też od banków. Około 45 proc. wierzytelności sektora finansów publicznych jest w portfelach banków.
Banki stanowią istotne wsparcie dla państwa w sytuacjach kryzysowych, np. przy wsparciu kredytobiorców w ramach wakacji kredytowych. Jednocześnie branża ta jest obciążona dodatkowym podatkiem bankowym. Warto pamiętać, że sektor bankowy w dużym stopniu odpowiada za finansowanie potrzeb pożyczkowych państwa, oferując przy tym korzystne warunki i odprowadzając znaczne kwoty w postaci podatków.
Ale też banki dobrze zarabiają na obligacjach skarbowych, ponosząc przy tym niewielkie ryzyko. Dla gospodarki może lepiej by było, gdyby banki kredytowały chętniej przedsiębiorstwa niż rząd?
Tak duże zaangażowanie sektora bankowego w obligacje skarbowe wynika z konstrukcji podatku od aktywów banków. Dług państwa jest z tego podatku zwolniony, a kredyty dla przedsiębiorstw nie. Właśnie to mam na myśli, gdy mówię, że rząd powinien dobrze policzyć, jak mają być sfinansowane inwestycje w zieloną transformację.
Podatek bankowy wymaga zmian?
To zależy od tego, na czym nam jako państwu najbardziej zależy. Obecna forma podatku z pewnością nie sprzyja udzielaniu kredytów dla przedsiębiorstw. Przykładowo, rentowność pięcioletnich obligacji skarbowych ze zmienną stopą to około 40 punktów bazowych. Nasza marża netto (po odprowadzeniu podatku) na kredytach dla firm jest niewiele wyższa. A przecież obligacje skarbowe mają zerową wagę ryzyka, czyli nie alokujemy na ten cel kapitału. Bez podatku bylibyśmy w stanie obniżyć ceny kredytów. Może warto pomyśleć o tym, żeby z podatku zwolnione były chociaż pożyczki na inwestycje o strategicznym znaczeniu.
Czy sądzi pani, że koszt kredytu stanowi dla przedsiębiorstw istotną barierę? Bo jeśli nie, to zwolnienie kredytów dla firm z podatku bankowego i spadek cen tych kredytów nie zwiększyłby popytu na nie. A w takich warunkach rząd może mieć małą motywację, żeby zmieniać konstrukcję podatku.
Koszt kredytu składa się z dwóch elementów: stopy referencyjnej i marży. Podatek bankowy wpływa na marże. Głównym czynnikiem wpływającym na koszt kredytu jest stopa referencyjna, czyli WIBOR. I tutaj należy spojrzeć na strukturę przedsiębiorstw i tego, jak się rozkłada dług. Finansowanie w Polsce pozyskują głównie duże firmy. Te z kapitałem zagranicznym finansują się często wewnątrz grupy, bo dla nich ryzyko kursowe jest do zarządzenia, a kredyt w strefie euro jest tańszy, ze względu właśnie na niższą stopę referencyjną, a nie marżę. Dochodzi do arbitrażu. Zmniejszenie podatku bankowego przynajmniej w części zniweluje tę różnicę.
Warto też wspomnieć, że w mniejszych firmach, dla których koszt kredytu w złotych ma większe znaczenie, udział finansowania bankowego systematycznie maleje, głównie na rzecz leasingu. Generalnie w Polsce udział kredytu w całkowitym zadłużeniu firm jest wyraźnie poniżej 50 proc. A pod względem stosunku zadłużenia firm do PKB jesteśmy w UE prawie na ostatniej pozycji.
Jakie to ma dla nas konsekwencje?
Wysoki koszt kredytu na pewno wpływa negatywnie na skłonność do inwestycji, szczególnie wśród mniejszych firm. Natomiast jeśli ogólnie chodzi o inwestycje, nie należy tu popadać w przesadny pesymizm. Warto mieć świadomość, że cała Europa Zachodnia patrzy na tempo rozwoju Polski z pewną zazdrością. Niska stopa inwestycji w Polsce jest w jakiejś mierze skutkiem trochę innej struktury gospodarki oraz tego, że wciąż jesteśmy dość młodą gospodarką. Nakłady modernizacyjne są mniejsze i mocno upraszczając, niektóre inwestycje kosztują mniej niż w bardziej rozwiniętych gospodarkach.
Ostatnio wiele mówiło się o tym, że kredyty hipoteczne w Polsce są drogie i to nie tylko z powodu wysokiego poziomu stóp procentowych, ale też ze względu na wysokie marże banków. W przypadku kredytów dla firm oferta polskich banków jest konkurencyjna?
Cena kredytu to WIBOR plus marża, w której zaszytych jest 0,5 pkt proc. podatku bankowego. W ościennych krajach go nie ma, dzięki czemu tamtejsze banki mogą oferować konkurencyjne marże. Widzimy to zresztą na rynku nieruchomości komercyjnych, gdzie inwestycje chętnie finansują banki niemieckie. To są kredyty na gotowe już nieruchomości, których wynajem rozliczany jest w euro. My też chętnie byśmy takiego finansowania udzielali, ale jesteśmy o te 0,5 pkt proc. drożsi.
W przypadku kredytów dla gospodarstw domowych dużo mówi się o tym, że WIBOR jest konstrukcją niefortunną, wymagającą wymiany. Jak to wygląda w przypadku kredytów dla firm?
Sektor bankowy przez lata dobrze funkcjonował na bazie WIBOR-u, a nasi klienci korporacyjni też nigdy nie zgłaszali żadnych zastrzeżeń. Konstrukcja WIRON-u jest natomiast bardziej skomplikowana. Warto zaznaczyć, że same wskaźniki referencyjne, wbrew temu, co wiele osób zdaje się sądzić, nie determinują poziomu oprocentowania kredytów. To zależy przede wszystkim od stóp NBP, a te z kolei od inflacji. Różnice między wskaźnikami referencyjnymi a stopami NBP są niewielkie.
Ten rok będzie dla sektora rekordowy pod względem zysków. Jakie będą kolejne?
Oczekiwania są takie, że będą spadały stopy procentowe. Przychód odsetkowy na depozytach będzie dużo niższy niż w tym roku. Czy banki będą w stanie zrekompensować to większą akcją kredytową? Bez wzrostu popytu na kredyt - nie, stąd ta cała dyskusja o inwestycjach.
Rozmawiali: Grzegorz Siemionczyk i Karolina Wysota, dziennikarze money.pl