Szef Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński uważa, że za kredyty walutowe odpowiadają wyłącznie banki i nie powinny próbować zrzucać odpowiedzialności na innych - czytamy w "Pulsie Biznesu".
6 listopada banki wysłały pismo do Glapińskiego z prośbą o zajęcie stanowiska w związku ze spodziewanym w tym roku posiedzeniem Sądu Najwyższego, poświęconym problemowi rozbieżnego orzecznictwa sądów powszechnych w sprawach wytaczanych kredytodawcom przez frankowiczów.
Według dziennika, 18 listopada dostali odpowiedź. Na wstępie szef NBP stwierdza, że zarówno bank centralny, jak i też Komitet Stabilności Finansowej na bieżąco zajmują się problematyką frankową w kontekście wpływu na sytuację banków i stabilności finansowej. Wyjaśnia, że NBP nie jest instytucją właściwą do interpretacji przepisów prawa konsumenckiego, a tym bardziej wpływania na decyzje sądów.
"Z niepokojem konstatuję, że państwa pismo wydaje się być próbą wywierania presji na bank centralny i KSF w celu podjęcia działań, które nie mieszczą się w mandacie tych instytucji" - pisze, cytowany przez dziennik, Adam Glapiński. Dodaje, że pismo banków można postrzegać jako próbę przerzucenia odpowiedzialności na instytucje publiczne.
Bankowcy w wysłanym do NBP liście przytoczyli znane już argumenty co do niewłaściwej, ich zdaniem, interpretacji wyroku TSUE z jesieni ubiegłego roku. Kwestionowali ekonomiczny i prawny sens wyroków "złoty na LIBOR-ze", jak też negowali zasadność unieważniania umów kredytowych przez sądy.
Następnie stwierdzili, że KSF w otwartej komunikacji do Sądu Najwyższego powinien zawrzeć stanowisko, by sędziowie "balansując interesy stron sporu", ukształtowali jednolitą linię orzeczniczą w sprawach frankowych.
Tymczasem dziennik relacjonuje odpowiedź szefa NBP. A w niej Adam Glapiński twierdzi, że pełna odpowiedzialność za to, iż umowy kredytowe zawierały zapisy kwestionowane teraz przez sądy spoczywa wyłącznie na zarządach banków. I nie ma tu nic do rzeczy fakt, że niektóre wyroki są kwestionowane przez banki podpisane pod listem.
Według gazety szef NBP twierdzi, że instytucje nadzorcze wielokrotnie zwracały uwagę na ryzyko kredytów walutowych, natomiast banki je ignorowały. Przypomina, że że już w 2011 r. sprawą zainteresowali się politycy i była ona przedmiotem prac Sejmu.
Nawet gwałtowny wzrost kursu franka w 2015 r. nie spowodował "głębokiej korekty państwa stanowiska" - pisze w cytowanym przez dziennik liście Adam Glapiński.
Czytaj także: Emerytura. Od 1 grudnia wyższe limity
"PB" przytacza też inny cytat z listu Glapińskiego: "Zauważam, że w piśmie krytycznie odnoszą się państwo do znacznej części środowiska sędziowskiego. Proszę o informację, czy podobne w treści pismo wystosowali państwo do stowarzyszeń sędziowskich, aby uzmysłowić im wagę problemu" - stwierdza, jak ocenia gazeta, kąśliwie szef NBP.
Dalej - jak uważa dziennik - ironizuje: "Wydaje się, że w dłuższej perspektywie należałoby też zaapelować do wydziałów prawa uniwersytetów, gdyż one kształcą przyszłych sędziów".
"W podsumowaniu listu prezes banku centralnego pisze, że dostrzega wagę problemu frankowego, co nie oznacza, że odpowiedzialność z zarządów banków ma być zdjęta, a NBP zacznie wpływać na decyzje sądów" - czytamy w "PB".