Rządowa tarcza antykryzysowa jet przyznawana na podstawie kodów PKD. Na pomoc mogą liczyć m.in. przedsiębiorcy z branży turystycznej, hotelarze, restauratorzy, fryzjerzy czy fizjoterapeuci.
W oparciu o takie same zasady banki tworzą "czarne listy" przedsiębiorców, którzy na kredyt raczej liczyć nie mogą - podaje "Wyborcza".
Tzw. czarna lista PKD praktycznie pokrywa się z rządową listą uprawnionych do uzyskania pomocy.
Prowadzi to do absurdów, bp np. przedsiębiorca, który działa w branży gastronomicznej i prowadzi firmę zajmującą się dostarczającą jedzenie do domów, kredytu nie dostanie.
Pomimo tego, że jego firma przynosi zyski, bo w czasie pandemii zamówień ma więcej, niż kiedykolwiek.
Tzw. czarna lista dotyczy nie tylko kredytów firmowych. Właściciele przedsiębiorstw, których kody PKD się na niej znajdują, mogą mieć problemy z uzyskaniem kredytu gotówkowego, czy hipotecznego.
Oficjalnie banki się do takich "czarnych list" nie przyznają.
- Bank, podejmując decyzję o kredytowaniu danego klienta, analizuje wiele czynników, które pozwalają mu ocenić ryzyko danej transakcji. Branża jest niewątpliwie jednym z takich elementów, ale nie jedynym. Aktualna sytuacja rynkowa, wpływająca na płynność finansową firm, powoduje, że ocena ta musi być w jeszcze większym stopniu dostosowana do indywidualnej sytuacji klienta - mówi „Wyborczej” Joanna Majer-Skorupa z ING Banku Śląskiego.
W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele innych banków, obecnych na polskim rynku.
Jednak, jak podaje dziennik, "czarne listy" w bankach nie są wcale niczym nowym i działały już w czasie poprzedniego kryzysu w 2007 roku.
Niezależnie od kryzysu są branże, które przez banki oceniane są gorzej, np. ubezpieczeniowa, gastronomiczna czy motoryzacyjna.
Przedsiębiorstwa działające w takich branżach częściej mają problemy finansowe, dlatego banki niechętnie udzielają im kredytów.