Stopy procentowe wzrosły ostatnio dwukrotnie. W październiku Rada Polityki Pieniężnej podwyższyła referencyjną stopę procentową NBP do 0,5 proc. z 0,1 proc. w skali rocznej. Do jeszcze większej podwyżki doszło miesiąc później - wówczas główna stawka wzrosła o 0,75 pkt. proc. Zdaniem wielu analityków to nie koniec podwyżek, a powód jest oczywisty: wysoka inflacja w Polsce. Według najnowszego odczytu GUS, ta w listopadzie 2021 r. wyniosła 7,7 proc.
Dla kredytobiorców podwyżki stóp procentowych oznaczają wyższe raty kredytów. Biuro prasowe NBP zwraca uwagę jednak na to, kto na nich zyskuje - mają to być banki komercyjne.
"Nie wszyscy tracą na podwyższaniu stóp procentowych. Dotychczasowe podwyżki stóp procentowych NBP przyniosły bankom nawet około 4 mld zł dodatkowego zysku w skali roku. Każda dalsza podwyżka o 1 pkt proc. to kolejne kilka miliardów" - czytamy we wpisie zamieszczonym na Twitterze.
Podwyżka głównej stawki rzeczywiście oznacza proporcjonalny wzrost oprocentowania pożyczek i kredytów. Droższe są więc nie tylko nowe kredyty, w górę idą raty już wcześniej zaciągniętych zobowiązań.
Ciekawa jest jednak retoryka, jaką posługuje się biuro prasowe NBP. Nie ma tu ani słowa o wysokiej inflacji, a stopy procentowe mają wpływ na jej poziom - podwyższenie stóp może wpłynąć na jej obniżenie.
Zanim Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się na podwyższenie stóp, była przez wielu ekonomistów krytykowana, że spóźnia się działaniem i niepotrzebnie czeka, przez co inflacja rośnie. Politykę pieniężną skrytykowało nawet 16 ekonomistów, w tym trzech byłych prezesów banku centralnego.
Dzień później Adam Glapiński, szef NBP, odniósł się do tego apelu podczas wystąpienia na Kongresie 590. Co znamienne, Glapiński skrytykował przy okazji analityków banków komercyjnych, którzy zabierali głos w mediach, mówiąc o potrzebie podwyższenia stóp procentowych (choć nikogo personalnie nie wymienił). Szef NBP zaznaczył, że tacy analitycy są pracownikami instytucji, które uruchamiają swoich pracowników, by walczyli o jak największy zysk.