Rząd przeciwdziałając negatywnym skutkom epidemii koronawirusa ogłosił pakiet pomocowy, czyli tzw. "tarczę antykryzysową". Jednym z filarów tarczy ma być Narodowy Bank Polski. Już zapowiedział on szereg niestandardowych działań, które mają zapewnić m.in. stabilność sektora finansowego i polskiej waluty.
Jednym z nadzwyczajnych działań ma być skup obligacji. W ten sposób NBP chce powstrzymać wzrost rentowności długu. To oznaczałoby wyższy koszt pożyczanych pieniędzy, a tych w związku z rządową tarczą - jak szacują ekonomiści - potrzeba około 50 mld zł. Do tego ma zapewnić płynność bankom, gdy zacznie im brakować gotówki.
Problem w tym, że pierwszy skup obligacji zorganizowany w postaci aukcji był - delikatnie mówiąc - lekkim niewypałem. W social mediach nie brakuje bardzo krytycznych opinii.
Brak chętnych na pomoc NBP
Jak więc wypadła aukcja obligacji zorganizowana po raz pierwszy przez NBP? Bank zaoferował odkupienie obligacji o wartości do 10 mld zł. Okazało się, że chętnych na skorzystanie z tej opcji było tak niewielu, że ze zgłoszeń opiewających na 3 mld zł sfinalizowano transakcje na zaledwie 2,66 mld zł.
Ekonomiści Banku Gospodarstwa Krajowego wskazują, że przyjęcie przetargu było chłodne, choć komentarze dealerów sugerowały, że zaspokoiła ona potrzeby banków. Sęk w tym, że w tej chwili banki praktycznie nie mają problemów. NBP może się więc pochwalić interwencją, ale nikomu niepotrzebną. Przynajmniej nie teraz.
Konrad Białas, analityk TMS Brokers, który nazwał pierwszą aukcję NBP zbędną pokazówką, wskazuje, że skup obligacji będzie znacznie bardziej potrzebny, gdy zacznie się na rynku panika i inwestorzy będą uciekać z pieniędzmi. Przedsmak tego mieliśmy w środę, gdy rentowności obligacji rządowych znalazły się pod presją.
Zwraca też uwagę, że skup mógłby być bardziej skuteczny, gdyby był skierowany nie tylko do polskich banków, ale też do inwestorów zagranicznych, którzy chcieliby masowo sprzedawać polskie obligacje.
- Wzorem dla NBP powinien być Szwajcarski Bank Narodowy, który stoi na straży kursu franka względem euro. Tak samo nasi bankierzy powinni interweniować i skupować obligacje, które nagle zostałyby wyprzedawane przez zagranicę - komentuje Konrad Białas.
- Jestem w stanie zrozumieć, że NBP chciał pokazać, że to narzędzie jakim jest skup obligacji działa, ale na prawdziwe efekty i sprawdzenie skuteczności takich działań musimy poczekać - podkreśla.
Brak efektów
Ekonomiści zwracają uwagę, że pierwsza aukcja skupu obligacji nie pomogła rynkowi. Nie poprawiła nastawienia inwestorów do polskiej waluty. Kursy euro, dolara czy franka w czwartek w szczytowym momencie rosły nawet kilkanaście groszy, osiągając najwyższe poziomy od lat. A same obligacje zamiast drożeć, taniały.
- Na polskim rynku stopy procentowej czwartkowa sesja upłynęła znów pod znakiem ograniczonej płynności i znów mieliśmy do czynienia ze skokowymi zmianami notowań obligacji skarbowych. Krzywa przesunęła się o około 0,2 pkt proc. na dłuższym końcu, a papiery 10-letnie na koniec dnia były notowane w okolicy 2,15 proc. - wskazuje Arkadiusz Trzciołek, ekonomista PKO BP.
Dodaje, że program skupu aktywów w Polsce znajduje się obecnie w fazie początkowej, a nie jest znana również jego docelowa skala, dlatego wpływ w dłuższym terminie może prowadzić do spadku rentowności, a w krótkim powinien poprawić płynność, kiedy dopracowane zostaną szczegóły i zwiększona zostanie pula dostępnych obligacji.
Ekonomiści Santandera komentując aukcję NBP zwracają uwagę na to, że banki mogą nie być wcale takie chętne do pozbywania się obligacji, bo to aktywa, które są wyłączone z podatku bankowego. Po ich odsprzedaży NBP i np. udzieleniu z nich kredytów, będą musiały oddać daninę państwu.
Co będzie dalej? Okaże się. Z ostatnich zapewnień prezesa NBP Adama Glapińskiego wynika, że zakup obligacji będzie się bardzo silnie rozwijał w najbliższych dniach, tygodniach lub miesiącach.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie