W danych NBP za maj widać, że Polacy ruszyli na zakupy, a część zrobili na kredyt. "Otwarcie centrów handlowych przyniosło pierwszy miesięczny przyrost kredytów konsumpcyjnych od wakacji 2020" – zauważyli ekonomiści PKO BP.
Wartość kredytów konsumpcyjnych udzielonych przez banki gospodarstwom domowym wzrosła w maju o ponad 1,7 mld zł i wyniosła 195 mld zł.
Co więcej, nie ustaje boom na złotowe kredyty mieszkaniowe. W maju wartość kredytów udzielonych gospodarstwom domowym wzrosła w porównaniu z kwietniem o ponad 3,7 mld zł i wynosi ponad 371 mld zł. Dane BIK wskazują, że rośnie wielkość przeciętnego kredytu mieszkaniowego.
"Banki mają przestrzeń do udzielania nowych kredytów, problemem może być popyt ze strony wyjątkowo płynnych firm. Stąd akcja kredytowa będzie naszym zdaniem kierowana głównie do gospodarstw domowych" - oceniają ekonomiści PKO BP.
Deweloperzy odpowiedzieli z przytupem
Najnowsze dane GUS pokazują, że rynek deweloperski z przytupem odpowiedział na rosnący popyt. Widać to w liczbie pozwoleń na budowę oraz w liczbie rozpoczętych budów.
Analitycy z PKO BP prognozują wzrost cen mieszkań w granicach 8-10 proc. w perspektywie roku. Sprzyjać temu będzie wysoki popyt na mieszkania silnie wspierany przez historycznie niskie stopy procentowe. Inne czynniki napędzające ceny nieruchomości to wzrost kosztów budowy oraz chęć ochrony oszczędności przed podwyższoną inflacją w Polsce.
Prawie zerowe stopy procentowe, jakie mamy obecnie w Polsce, cieszą tych, którzy spłacają bądź planują wziąć kredyt. Oznaczają bowiem niższe raty kredytu. Trzeba jednak pamiętać o pewnym ryzyku - stopy procentowe pójdą w górę, a wraz z nimi raty.
Niedawno pisaliśmy, że przy wziętym w ostatnim czasie kredycie w wysokości 300 tys. zł, powrót do poziomu stóp sprzed pandemii oznacza wzrost rocznego obciążenia kredytobiorcy o ok. 2,9 tys. zł.
Niecałe 13 zł na lokacie
Niskie stopy, które cieszą kredytobiorców, martwią posiadaczy lokat. Najnowsze dane NBP sugerują, że na przeciętnej rocznej lokacie można obecnie zarobić zaledwie 0,16 proc. Aż trudno uwierzyć, że dekadę temu przeciętna roczna lokata była oprocentowana na prawie 4,2 proc.
To znaczy, że jeśli na przeciętnym depozycie zakładanym 10 lat temu mieliśmy kwotę 10 tys. złotych, to bank dawał nam obietnicę zarobienia 338,58 zł po opodatkowaniu. Dziś musimy zadowolić się odsetkami na poziomie zaledwie 12,96 zł, wylicza Bartosz Turek, główny analityk HRE Investemnts.
Nawet najbardziej atrakcyjna bankowa promocja nie daje nam szans na ochronę przed inflacją, która według już dość już starych prognoz NBP z marca ma w drugim kwartale 2022 roku wynieść około 3,1 proc. Jednak prawdopodobnie średni poziom cen rośnie szybciej.
Niemniej nawet biorąc pod uwagę dość optymistyczną prognozę banku centralnego, to dziś należałoby założyć depozyt oprocentowany na ponad 3,8 proc., aby po potrąceniu podatku od zysków kapitałowych zarobić na lokacie tyle, o ile inflacja obniży siłę nabywczą posiadanego kapitału, wylicza Bartosz Turek. Takich lokat nie ma. Trudno się więc dziwić, że Polacy uciekają od lokat, a na atrakcyjności zyskują np. inwestycje w obligacje czy nieruchomości.
W maju banki wypłaciły gospodarstwom domowym odsetki od depozytów w wysokości 878 mln zł, wynika z danych NBP. To o ponad miliard złotych mniej niż w maju ubiegłego roku, kiedy banki wypłaciły odsetki od depozytów wysokości 1,9 mld zł.
Od początku pandemii, wraz z obniżką stóp procentowych, topniały środki Polaków na lokatach bankowych. Ten trend jest dalej widoczny. W maju środki trzymane przez gospodarstwa domowe na lokatach spadły do 176 mld zł.
Chociaż pieniądze na lokatach topniały, od początku pandemii puchły depozyty bieżące gospodarstw domowych, których łączna wartość zwiększała się z miesiąca na miesiąc. Ten trend wyhamował w maju, kiedy wartość ta pozostała na poziomie zbliżonym do obserwowanego w kwietniu.
Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę tylko rachunki bieżące osób prywatnych, to okazuje się, że widać nawet spadek (do kategorii gospodarstw domowych zaliczani są także rolnicy oraz przedsiębiorcy indywidualni).
Natomiast po maju widać wyraźny wzrost środków na rachunkach bankowych przedsiębiorstw. Powrót klientów do sklepów napełnił kieszenie firm. "Otwarcie gospodarki i szał zakupów gospodarstw domowych wspiera płynność sektora (przedsiębiorstw - red.)" - oceniają ekonomiści PKO BP.