W ciągu roku Polacy wycofali z lokat 100 mld zł. Jeszcze w lutym 2020 roku, czyli tuż przed wybuchem epidemii koronawirusa w naszym kraju, na lokatach trzymaliśmy 294 mld zł. Najnowsze dane NBP za luty 2021 pokazują, że wartość tych środków stopniała do 194 mld zł.
To raczej nie dziwi. Aby walczyć z kryzysem i pobudzić gospodarkę, stopy procentowe zostały ścięte prawie do zera, a oprocentowanie lokat stało się symboliczne.
Nie oznacza to jednak, że zaczęliśmy chować pieniądze w skarpetach - w lutym wartość środków, jakie trzymają w bankach gospodarstwa domowe po raz pierwszy w historii (po denominacji) przekroczyła bilion złotych. To mniej więcej dwa razy tyle, ile według szacunków wyniosły wydatki z budżetu państwa w 2020 roku.
Puchną zwykłe i oszczędnościowe rachunki bankowe, na których w ciągu roku przybyło 195 mld zł. Po uwzględnieniu odpływu z lokat wychodzi na to, że w ciągu roku osoby fizyczne i mikrofirmy wpłaciły do banków 95 mld zł. Skąd te pieniądze?
- Pandemia nie spowodowała takiego pogorszenia na rynku pracy, żeby bieżące dochody gospodarstw domowych zaczęły się obniżać, one w dalszym ciągu rosną. Samo to sprzyja zwiększeniu oszczędności - mówi Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP.
A na to dodatkowo nakładają się ograniczenia wydatków w wielu obszarach z powodu restrykcji. Nie możemy chodzić do restauracji, kina czy teatru. W ciągu ostatniego roku mniej wyjeżdżaliśmy, czy to ze względu na lockdown czy obawy o zdrowie. To powoduje, że odraczamy tego typu wydatki.
- Częściowo przekierowujemy bieżące dochody na zakupy towarów, np. kupujemy więcej mebli czy sprzętu RTV/AGD. Ale zwiększone zakupy niektórych towarów nie rekompensują ograniczonej konsumpcji wielu usług - ocenia Piotr Bujak.
Ekonomista dodaje, że w wyniku tych dwóch efektów rośnie stopa oszczędności, czyli ta część dochodu, której nie wydajemy. A to z kolei przekłada się na wzrost wartości depozytów bankowych. Ale nie tylko. W ostatnich kilku kwartałach bardzo mocno wzrosła wartość jednostek uczestnictwa w Towarzystwach Funduszy Inwestycyjnych, rekordy bije sprzedaż detalicznych obligacji skarbowych. Po początkowym spadku obrotów na rynku mieszkaniowym, w ostatnich dwóch kwartałach widać wzrost wartości transakcji.
Ujemne oprocentowanie? Nie, dziękuję
Jak widać, możliwości inwestycji jest wiele. Nie dziwi zatem, że prawie trzy czwarte Polaków deklaruje, że wycofa pieniądze z banków, gdyby trzeba było dopłacać do trzymania w nich oszczędności. Wskazują na to wynik badania przeprowadzonego dla money.pl.
Na pytanie, czy zrezygnujesz z trzymania pieniędzy w bankach, jeżeli te zastosują ujemne stopy procentowe, aż 45,5 proc. zapytanych odpowiedziało "zdecydowanie tak", a 28,5 proc. - "raczej tak", co łącznie daje prawie 74 proc. Tylko ok. 13 proc. badanych nie zdecydowałoby się na taki ruch, a taki sam odsetek nie ma w tej sprawie zdania.  
Obecnie główna stopa procentowa jest prawie równa zero - wynosi dokładnie 0,1 proc. Odsetki od zdecydowanej większości lokat są zatem również bliskie zeru. W marcu pojawiła się nieoficjalna informacja, że jeden z czołowych polskich banków przymierza się do wprowadzenia ujemnego oprocentowania lub prowizji od depozytów klientów indywidualnych.
To by oznaczało, że już nie tylko oszczędności firm, ale teraz także przeciętnego Kowalskiego będą obciążone nową daniną. Prezes UOKiK zapewnił natomiast, że się na to nie zgodzi tak długo, jak długo jak stopy procentowe nie są ujemne.
Inflacja zjada oszczędności
Jednak w pewnym sensie już "dopłacamy do oszczędności" nawet bez ujemnych stóp. Nasze oszczędności "zjada" bowiem inflacja, która w Polsce jest najwyższa w Unii Europejskiej.
Aby obliczyć realny zysk, jaki przyniesie lokata (czy też każda inna inwestycja), należy wziąć pod uwagę inflację, czyli wzrost cen. Zakładając dziś depozyt mamy niemal gwarancję, że po roku, za oszczędności ze skromnymi odsetkami będziemy mogli kupić mniej niż dziś.
- Z szacunków HRE Investments opartych o najnowsze dane i prognozy wynika, że na przeciętnej rocznej lokacie oszczędzający traciliby w najbliższych latach po około 2-3 proc. kapitału rocznie, oczywiście po uwzględnieniu inflacji i opodatkowania – mówi Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.