Z redakcją money.pl skontaktował się pan Adam (imię zmienione na prośbę rozmówcy), klient Millennium Banku, który w 2006 roku zaciągnął 160 tys. zł kredytu frankowego na zakup mieszkania. Przez blisko 18 lat spłacania comiesięcznych rat zwrócił bankowi łącznie około 170 tys. zł. We wrześniu 2023 roku mężczyzna sprzedał nieruchomość. Aby rozliczyć się z bankiem na zero i zakończyć umowę, musiał dopłacić dodatkowo około 167 tys. zł, co łącznie daje kwotę 337 tys. zł.
Na tym etapie relacja pana Adama z bankiem Millennium się nie skończyła. Bowiem w grudniu 2020 roku pozwał on bank - domagał się unieważnienia umowy ze względu na klauzule abuzywne w jego umowie kredytowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spłacił dług i został pozwany
Mężczyzna nie wycofał pozwu po spłacie kredytu (byli frankowicze również sądzą się z bankami). Choć dotąd nie odbyła się ani jedna rozprawa sądowa w sprawie pana Adama (termin pierwszej wyznaczono w lutym przyszłego roku), w październiku 2023 roku, czyli miesiąc po sprzedaży mieszkania i rozliczeniu się z bankiem, ten pozwał klienta o zwrot pożyczonego kapitału (około 160 tys. zł) i 40 tys. zł tytułem waloryzacji za bezumowne korzystanie z jego pieniędzy.
Najpierw dostałem wezwanie do zapłaty. Bank odgrażał się, że jeśli nie zapłacę, sprawa trafi do sądu i ostatecznie tak też się stało. Co ciekawe, pozew dostarczył mi pod nowy adres komornik w sierpniu tego roku. Bank twierdzi, że nie miał nowego adresu, choć go zaktualizowałem - twierdzi rozmówca money.pl, którego zdaniem to działanie opresyjne.
Co na to bank?
"Nie odnosimy się do kwestii indywidualnych spraw i indywidualnych klientów" - czytamy w odpowiedzi Iwony Jarzębskiej, rzeczniczki prasowej Millennium, na pytanie money.pl wysłane mailem.
Chcieliśmy się również dowiedzieć od banku, czy tego typu pozwy są częstą praktyką i czy Millennium ma na tym gruncie jakieś sukcesy. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Dowiedzieliśmy się natomiast, że bank nie pozywa o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału, lecz wyłącznie o zwrot kapitału.
Jak poinformowała nas rzeczniczka, wcześniejsze pozwy, które mogły zawierać takie roszczenia, zostały odpowiednio zmodyfikowane.
Banki bronią interesu
Nie powinno to dziwić, po tym jak jedna z takich spraw trafiła przed Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE). Unijny sąd rozwiał wątpliwości w pierwszej połowie 2023 roku. Najpierw w lutym swoje stanowisko przedstawił rzecznik generalny TSUE Anthony Collins, że bankom nie należy się wynagrodzenie za korzystanie z ich kapitałów, natomiast nie ma przeszkód, by klienci na gruncie prawa krajowego domagali się zadośćuczynienia od banków.
Następnie w czerwcu po stronie frankowiczów stanął również TSUE, orzekając, że banki nie mogą domagać się od kredytobiorców rekompensat za korzystanie z kapitału, jeśli umowa kredytowa została unieważniona ze względu na nieuczciwe warunki.
To na kawie tego orzeczenia banki zmieniły strategię - zamiast wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału dochodzą zwrotu kapitału i waloryzacji. Zdaniem mec. Wojciecha Wandzela z kancelarii Kubas Kos Gałkowski banki nie mają innego wyjścia, jak pozywać o to frankowiczów.
- To konieczność wynikająca z orzecznictwa w zakresie teorii dwóch kondycji. Sąd Najwyższy przyjął, że wskutek nieważności umowy kredytu powstają dwie niezależne wierzytelności o zwrot nienależnego świadczenia. Jedna przysługuje kredytobiorcy, który może domagać się zwrotu zapłaconych rat, natomiast druga bankowi, który może domagać się zwrotu wypłaconego kapitału - wyjaśnia w rozmowie z money.pl adwokat reprezentujący stronę bankową w sporach frankowych.
Według niego banki muszą dochodzić od kredytobiorców zwrotu kapitału kredytu w osobnym procesie. Czekając z wytoczeniem swojego powództwa do zakończenia sprawy klienta, bank mógłby stracić taką możliwość, ponieważ okres przedawnienia roszczenia w jego przypadku wynosi trzy lata i zgodnie z uchwałą Izby Cywilnej SN, zaczyna biec dzień po dniu, w którym klient zakwestionował umowę z bankiem.
Wytaczanie powództw przez banki przeciwko konsumentom nie wynika więc z woli samych banków, które przecież nie są zainteresowane ponoszeniem nawet tymczasowo kosztów tych pozwów, a jest koniecznym rezultatem koncepcji prawnych przyjętych w orzecznictwie - mówi mec. Wandzel.
Każdy ma prawo do obrony
Inaczej praktykę banków postrzega radca prawny Wojciech Bochenek z kancelarii Bochenek, Ciesielski i Wspólnicy, która obsługuje frankowiczów.
- Niestety to standardowe działanie banku, który zmierza do pozwania klienta i zabezpieczenia swojego roszczenia przed przedawnieniem. To są najczęściej formułowane roszczenia ze strony banków przeciwko konsumentom. Zdarzają się sytuacje, gdzie oprócz roszczenia o zwrot kapitału, bank domaga się także zwrotu urealnionej wartości kapitału, które w mojej ocenie jest niczym innym, jak waloryzacją kwoty kapitału - mówi money.pl mec. Bochenek.
Według naszego rozmówcy takie roszczenie nie ma oparcia w przepisach prawa i jest sprzeczne z treścią oraz celem Dyrektywy 93/13, co w swoich wyrokach jednoznacznie podkreślił Trybunał. Radzi, by frankowicze pozwani przez bank, skontaktowali się ze swoim pełnomocnikiem i opracowali strategię działania w zakresie odparcia roszczeń banków. Według niego ustalenie odpowiedniej strategii jest szczególnie ważne w sprawach, w których konsumenci pozwali bank i czekają na rozstrzygnięcie swojej sprawy.
Z obserwacji mec. Bochenka wynika, że wezwania otrzymują również ci kredytobiorcy, którzy spłacili kredyt i nigdy nie występowali do banku z roszczeniami, ewentualnie występowali o wydanie dokumentacji kredytowej lub przystąpili do mediacji z bankiem.
Pozywanie klienta o bezumowne korzystanie z kapitału - pomimo faktu, że kredytobiorca dokonał całkowitej spłaty kredytu - to żądania pozbawione jakiegokolwiek sensu i logiki - ocenia mec. Bochenek.
Przegrany płaci podwójnie
Jego zdaniem taki pozew może służyć wystraszaniu i zniechęceniu klienta do domagania się swoich praw wynikających z Dyrektywy 93/13. Wskazuje, że sądy określają je mianem SLAPP (z ang. Strategic Lawsuit Against Public Participation).
- Są to powództwa składane nie w celu wygrania sprawy, a zmęczenia przeciwnika i narażenia go na emocje, stratę czasu poświęconego na kolejny proces sądowy oraz dodatkowe koszty - twierdzi mec. Bochenek.
Biorąc pod uwagę orzecznictwo TSUE w zakresie dodatkowych roszczeń formułowanych przez banki oraz uchwałę SN - dodaje - wytaczanie takich powództw powoduje dodatkowe koszty jedynie po stronie banku, gdyż sprawy te z góry skazane są na przegraną. Statystyka jasno wskazuje, że sprawy frankowe z powództwa klientów banki przegrywają w obu instancjach.
Bank Millennium, poproszony przez nas o skomentowanie tej kwestii, odpowiedział, że nie ma nic do dodania ponad to, co już wyjaśnił, czyli "że nie składa pozwów o wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z kapitału - wyłącznie o zwrot kapitału".
Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości na koniec III kwartału 2024 roku w sądach było 202 tys. spraw frankowych. W sądzie apelacyjnym aż 70 proc. wszystkich spraw dotyczy właśnie sporów kredytobiorców z bankami. Na rozstrzygnięcie takiej sprawy czeka się tu nawet pięć lat. Procesy ma przyspieszyć specustawa frankowa, nad którą pracuje resort Adama Bodnara.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl