Polskie sądy coraz chętniej wstawiają się za frankowiczami. A ci z tego korzystają. Unieważnianie umów lub odfrankowanie długu stało się normą. Na tym jednak nie koniec. We wtorek warszawski wydział frankowy zadecydował o wstrzymaniu obowiązku spłaty rat kredytu na czas trwania procesu.
Sąd w całości podzielił argumentację pełnomocnika kredytobiorców - radcy prawnego Adama Soboty z Kancelarii Sobota Jachira - i oddalił zażalenie banku, który złożył zażalenie.
Jak tłumaczy "Gazeta Wyborcza" - teraz frankowicze, którzy tłumnie ruszyli do sądów, aby wygrać prawomocnie z bankiem, będą mogli poczekać na wyrok, a w czasie procesu zawiesić spłatę rat. Ten najczęściej trwa ok. 3 lat. Do tej pory na frankowiczach ciążył obowiązek spłacania zadłużenia.
Nic dziwnego. 2020 r. był dla frankowiczów przełomowy - jeszcze nigdy nie wygrywali tylu spraw w sądach. W tym roku sądy sprzyjają im jeszcze chętniej.
Dziennikarze "GW" przywołują przykład oddalenia w całości powództwa banku. Wówczas sąd jednocześnie uwzględnił w całości powództwo wzajemne kredytobiorców z tytułu nieważności umowy i zadecydował, że bank odda im 330 tys. zł. Co ciekawe - dłużnicy nie spłacili na tamten moment całości pożyczonego kapitału.
Sąd potrafił także po sześciu latach unieważnić umowę i zasądzić zwrot wpłaconych do banku rat frankowiczom. Powód? Biegły potwierdził, że kredyt we frankach to w rzeczywistości swap walutowo-procentowy. Innymi słowy - oszustwo.