- Nadal uważam, że przyznanie klientom darmowego kredytu to jest dużo więcej, niż potrzeba do zrekompensowania im ryzyka walutowego czy też "abuzywności". Ale jestem realistą i rozumiem, że orzeczenie TSUE już kształtuje praktykę sądową. To spowodowało wzrost oczekiwań klientów, przez co banki w ugodach proponują klientom już nie 100 proc. tego, co zakładała nasza propozycja, ale np. 120 proc. lub 130 proc. A banki zaczynają wycofywać się z dochodzenia wynagrodzenia za korzystanie z kapitału - tak orzeczenia TSUE ws. kredytów frankowych skomentował Jacek Jastrzębski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego w rozmowie z tygodnikiem "Newsweek".
Szef KNF: patrzą na problem, jak rozlane mleko
I dodaje, że "wszyscy już patrzą na ten problem trochę jak na rozlane mleko".
- Nie neguję konieczności zrównoważonego rozliczenia się przez banki z klientami frankowymi, do czego sam banki wzywałem. Uważam jednak, iż źle się dzieje, że nieproporcjonalność rozstrzygnięć prowadzi do erozji kapitałów w bankach na rzecz nieuzasadnionego transferu do wybranej grupy kredytobiorców. Stan orzecznictwa jest jednak, jaki jest. Wpływa to też na warunki oferowanych przez banki ugód - mówi "Newsweekowi"Jacek Jastrzębski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Pod koniec 2020 r. szacowaliśmy, że w skrajnym scenariuszu koszt może przekroczyć 200 mld zł. Skoro rachunek na dziś to blisko 70 mld zł, to w przypadku uwzględnienia kredytów spłaconych mówimy co najmniej o dwukrotnie większym obciążeniu. Nie można wykluczyć, że to zjawisko będzie wymagało interwencji legislacyjnej. Do obsługi spraw frankowych powstała duża infrastruktura prawnicza, wyrósł w tym obszarze wręcz cały przemysł - dodaje szef Komisji Nadzoru Finansowego.
Szef KNF w rozmowie z tygodnikiem został także zapytany, czy będzie blokował nominacje rządu Tuska do rad nadzorczych i zarządów banków oraz towarzystw ubezpieczeniowych?
Odpoweidział, że "nie ma więc żadnej "czarnej skrzynki", do której wpływa wniosek i nie wiadomo, co się z nim dzieje, a potem wychodzi z niej zaskakująca decyzja".
- Zachęcam rady nadzorcze, by konsultować z KNF, czy kandydat na prezesa lub członka zarządu będzie mógł uzyskać naszą akceptację. Czasami rada nadzorcza, działając w dobrej wierze i uwzględniając posiadane informacje, podejmuje decyzję na podstawie kompetencji i doświadczenia kandydata, ale nie mając wiedzy, którą my możemy mieć - przekonuje szef KNF.
Czym jest KNF?
Premier Mateusz Morawiecki w listopadzie zdecydował, że Jacek Jastrzębski będzie przewodniczącym Komisji Nadzoru Finansowego na kolejne pięć lat.
Opozycja krytykowała wówczas ten ruch.
– To jest próba przedłużenia swojej władzy przez Mateusza Morawieckiego i PiS. Próbują się jeszcze rozpychać w różnych instytucjach – stwierdził na antenie Polsat News Robert Kropiwnicki, poseł Koalicji Obywatelskiej i członek Krajowej Rady Sądownictwa.
KNF to jeden z najistotniejszych urzędów dla finansowej gałęzi gospodarki. Komisja bowiem sprawuje nadzór nad całym sektorem bankowym, rynkiem kapitałowym, ubezpieczeniowym, emerytalnym, nad instytucjami płatniczymi i biurami usług płatniczych, instytucjami pieniądza elektronicznego oraz nad sektorem kas spółdzielczych.
KNF ma zapewnić prawidłowe funkcjonowania tego rynku, dbać o jego stabilność, bezpieczeństwo oraz przejrzystość, budować zaufanie do rynku finansowego, a także zapewnić ochronę interesów uczestników tego rynku.
– KNF jest ważna z kilku powodów – tłumaczył w programie "Newsroom" WP prof. Paweł Wojciechowski, były minister finansów. – Mówimy po pierwsze o szefie KNF, który zatrudnia ponad tysiąc pracowników. Tam zapadają kluczowe decyzje dotyczące podmiotów nadzorowanych na rynku kapitałowym i to jest karta przetargowa – zaznaczył.
Jacek Jastrzębski zarządza KNF od 2018 r., kiedy z urzędem rozstał się Marek Chrzanowski w następstwie afery.
Przed objęciem sterów w Komisji Jacek Jastrzębski przez 10 lat był zastępcą dyrektora Departamentu Prawnego w PKO BP.