Pierwsza fala koronawirusa sprawiła, że RPP mocno ścięła stopy procentowe. Zareagowała błyskawicznie i zdecydowanie. W efekcie główna stawka procentowa spadła między marcem i majem z 1,5 proc. do 0,1 proc.
Teraz, w obliczu drugiej fali COVID-19, niektórzy ekonomiści spekulowali na temat możliwych kolejnych działał RPP. Jeśli chodzi o stawki oprocentowania, do końca roku nie ulegną zmianom.
Czytaj więcej: "Holding PiS" przegrywa w starciu z COVID-19. Tylko jedna państwowa spółka poprawiła wyniki
Na zakończonym w środę posiedzeniu RPP utrzymała stopy procentowe na dotychczasowym poziomie. Główna (referencyjna) wynosi 0,1 proc., a pozostałe także są blisko zera.
To oznacza, że oprocentowanie pieniędzy w transakcjach między bankami komercyjnymi i NBP nie zmieniło się. Tym samym nie można oczekiwać większych zmian w tabelach oprocentowania depozytów i kredytów oferowanych klientom detalicznym i firmom.
Dla spłacających kredyty to dobra wiadomość. Gorzej z oszczędzającymi. Na lokatach trudno liczyć na większe odsetki. Już nie dziwią oferty na 0,1 lub 0,01 proc.
Za to raty wcześniej zaciągniętych kredytów powinny pozostać niskie. W porównaniu ze stawkami sprzed pandemii mowa o oszczędnościach bliskich nawet 200 zł (w przypadku typowych kredytów mieszkaniowych).
Niektórzy mogą zadawać sobie pytanie: po co RPP ścięła stopy procentowe praktycznie do zera? W ten sposób polityka pieniężna ma wspierać działania rządu w walce z negatywnymi skutkami gospodarczymi epidemii koronawirusa.
Niskie oprocentowanie w bankach ma m.in. stymulować konsumentów do wydawania pieniędzy (zamiast utrzymywania ich na nieoprocentowanych rachunkach), a firmy do inwestowania (dzięki niskiemu oprocentowaniu kredytów). "Tani pieniądz" ma być też wsparciem dla rodzin i firm, które najmocniej dotknął kryzys.