Kryzys wywołany pandemią koronawirusa nie dla wszystkich oznacza problemy. Z perspektywy osób spłacających kredyty w złotówkach, o ile nie straciły np. pracy, mogło to wyjść na dobre. Wszystko przez obniżki stóp procentowych, które są obecnie na rekordowo niskim poziomie.
Efektem jest dość wyraźny spadek płaconych co miesiąc rat kredytów, których odsetki zależą pośrednio od stawek w Narodowym Banku Polskim (NBP). W przypadku klientów, którzy do spłaty mają jeszcze blisko 200 tys. zł pożyczone na zakup mieszkania, mowa o blisko 200 zł oszczędności miesięcznie.
To dotyczy większości klientów banków, choć okazuje się, że nie wszystkich. Do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) oraz Rzecznika Finansowego (RF) w ostatnich tygodniach wpłynęły skargi dotyczące praktyk banków, które w umowach miały wprowadzić limity na ewentualne obniżki stóp procentowych.
Efektem tego typu praktyk jest wyższe oprocentowanie kredytu, niż wynikałoby to z warunków rynkowych, i tym samym wyższa rata płacona co miesiąc. Tego typu zapisami umownymi bank zabezpiecza się przed spadkiem stóp procentowych (bo zarobiłby mniej na odsetkach), a jednocześnie, w przypadku znaczącego wzrostu stawek, całe ryzyko bierze na siebie klient, bo górnych limitów już nie ma.
Przykładowo, gdyby stawka WIBOR poszła w górę do 10 proc., bank dodałby swoją stałą marżę i pobrał odpowiednie odsetki. Gdy zaś teraz jest na poziomie 0,25 proc., bank mógłby przyjąć np. równy 1 proc. i do tego dodać marżę.
ZBP nie widzi problemu
Są skargi, UOKiK i RF interweniują, a co na to sektor bankowy? Trzy tygodnie temu zwróciliśmy się do reprezentującego całe środowisko Związku Banków Polskich (ZBP) z pytaniami m.in. skalę problemu (jak wielu umów i banków to dotyczy?). Okazuje się, że to zbyt krótki czas.
Do tej pory dostaliśmy informację, że "toczą się prace nad wnikliwym zbadaniem przedmiotowego zagadnienia oraz poznaniem skali tego zjawiska".
- Co do zasady ZBP nie widzi przeciwwskazań natury prawnej dla stosowania tego typu klauzul limitujących oprocentowanie w umowach kredytowych - komentuje wiceprezes ZBP dr Tadeusz Białek.
Cytuje przy tym opinię UOKiK, w której wskazano, że "limity oprocentowania w umowach kredytowych powinny być ustalane w taki sposób, by symetrycznie rozłożyć ryzyko wzrostu lub spadku poziomu stóp referencyjnych pomiędzy bank i konsumenta". Tak więc, co do zasady, bank wraz z takim zapisem musiałby np. obniżyć swoją stałą marżę kredytową. Czy tak w praktyce się działo? Tych wątpliwości ZBP nie rozwiewa.
Czytaj więcej: Kredyt hipoteczny. Mało kto tak spłaca raty. A można zaoszczędzić kilkadziesiąt tysięcy złotych
Przekonuje też, że jeśli tego typu limity w umowach kredytowych się pojawiają, to klienci musieli sobie zdawać sprawę z konsekwencji.
- Klienci przed zawarciem umowy kredytowej otrzymują precyzyjną i w pełni transparentną informację dotyczącą stosowanej metody wyliczania oprocentowania, w sposób pozwalający im ocenić konsekwencje ekonomiczne wynikające dla nich z tak określonej formuły oprocentowania i podjęcie świadomej decyzji o wyborze oferty banku - przekonuje dr Tadeusz Białek.
Tego typu tłumaczenia nasuwają skojarzenia z kredytami frankowymi, gdzie całe ryzyko zmian kursów walut brał na siebie klient, a banki tłumaczyły, że wszystko było zapisane w umowie i kredytobiorca świadomie się na wszystko zgadzał.
Na celowniku Millennium. Bank unika tematu
- Apeluję o uczciwe rozliczenia między bankami a konsumentami - mówi Tomasz Chróstny, prezes UOKiK. Interwencję podjął w stosunku do Banku Millennium, którego głównie dotyczyły skargi.
Bank zadeklarował zmianę w zakresie ustalania limitów oprocentowania. Co to oznacza? O szczegóły zapytaliśmy przedstawicieli Millennium. Po upływie prawie 24 godzin jedyną odpowiedzią był link do komunikatu UOKiK sprzed miesiąca, który zupełnie nic nowego nie wnosi do tematu.
Bank Millennium zignorował m.in. pytanie o to, czy w przypadku kredytów z takim limitem klienci mieli świadomość, co on oznacza i czy mogli liczyć w związku z tym na niższą marżę.
Sam UOKiK analizuje sytuację i z naszych informacji wynika, że jego działania w związku z umowami w Banku Millennium jeszcze się nie zakończyły.
Urząd nie wyklucza też podjęcia podobnych działań wobec kolejnych banków, choć konkretne nazwy nie padają. Apeluje do klientów o sygnały, jeśli w ich umowach miały miejsce podobne zapisy.