Na tym rynku dziennie zawiera się transakcje na ponad 500 mld dolarów. Mowa o rozliczaniu instrumentów finansowych zwanych swapami. Obecnie zdecydowana większość z nich dokonywana jest w Londynie, ale Paryż i Frankfurt, wykorzystując Brexit, chcą przejąć kontrolę nad rynkiem.
Brexit niesie za sobą poważne zmiany w funkcjonowaniu globalnych rynków finansowych. Eksperci z największych banków inwestycyjnych działających w Londynie obawiają się, że angielska stolica po opuszczeniu Unii Europejskiej przestanie być centrum rozliczeniowym dla instrumentów finansowych zwanych swapami.
Przypomnijmy, że swap to instrument finansowy taki jak akcje czy obligacje. Pełni jednak rolę umowy pomiędzy inwestorami, którzy zobowiązują się do dokonania wzajemnie płatności według ściśle określonych zasad.
Według francuskich i niemieckich urzędników, centrum rozliczeń dla tych instrumentów wycenianych w euro powinno znajdować się w Unii Europejskiej. Oczywiście nieprzypadkowo akurat politycy z tych krajów mówią o konieczności zmian. Londyn ma zastąpić bowiem albo Paryż, albo Frankfurt. Jak wskazuje agencja Bloomberg, chodzi o niesamowicie wielki rynek, na którym dziennie dokonywane są transakcje warte około 570 mld dolarów.
Właśnie ze względu na wielkość rynku, który w przypadku kryzysu może stać się dużym problemem dla stabilności strefy euro, zdaniem wielu obserwatorów nie może on pozostawać poza kontrolą UE. Tak byłoby po Brexicie.
Powszechnie uważa się, że rynek swapów rozwinął się właśnie w Wielkiej Brytanii w latach 60. i do teraz jest to finansowe centrum Europy. Brytyjski minister skarbu państwa Philip Hammond na początku tego miesiąca zapewniał, że będzie bronił statusu Londynu jako finansowej stolicy. W odniesieniu do handlu swapami na stopy procentowe to właśnie tu odbywa się prawie połowa światowego handlu. Jeśli chodzi o swapy denominowane we wspólnej walucie w Londynie rozlicza się 75 proc. transakcji, w Paryżu 13 proc., a we Frankfurcie zaledwie 2 proc.
Brytyjczycy mają w rękach ważne argumenty za utrzymaniem status quo, ale według informacji Bloomberga, temat ten może być specjalnie pominięty przy okazji negocjacji między urzędnikami europejskimi i brytyjskimi. Decyzje mogą zapaść dopiero po opuszczeniu struktur unijnych przez Wielką Brytanię, która wtedy nie będzie miała już głosu.
Nawet jeśli decyzja będzie niekorzystna dla Brytyjczyków, przeniesienie rozliczeń do innego kraju będzie procesem długotrwałym. Może to trwać latami i być przy tym bardzo kosztowne.
Na tym rynku dziennie obraca się setkami miliardów dolarów. Londyn straci kontrolę?