Tegoroczna kampania wyborcza do Sejmu i Senatu to prawdziwe żniwa dla odważnych bankowców. Partie polityczne chcą kredytów, banki zaś mają gwarancję, że pieniądze odzyskają – przynajmniej od tych najsilniejszych.
Bezkonkurencyjny w udzielaniu kredytów wyborczych jest bank PKO BP, który wspiera swoją ofertą kredytową przynajmniej kilka organizacji. Bank jednak - zasłaniając się tajemnicą bankowa – nie chce ujawnić, jakim partiom udzielił kredytu na kampanię wyborczą.
Chętnie natomiast o kredytowaniu wyścigu do parlamentu mówią sami politycy. Publicznie swoje zapotrzebowanie kredytowe ujawnili już Edward Kuczera, pełnomocnik finansowy Lewicy i Demokratów (maksymalnie 14 mln zł), Mirosław Drzewiecki, skarbnik Platformy Obywatelskiej (15 mln zł kredytu, głównie związanego z kosztami emisji spotów wyborczych w mediach elektronicznych) oraz Stanisław Kostrzewski, pełnomocnik finansowy Prawa i Sprawiedliwości (ok. 15 mln zł). Wiadomo również, że nie wszystkie banki będą chciały kredytować partie w aż tak wielkich kwotach – dlatego często trzeba rozważać wzięcie dwóch, odpowiednio mniejszych kredytów w dwóch różnych instytucjach finansowych.
ZOBACZ TAKŻE:
Posłowie zgodni w sprawach gospodarczych„PKO Bank Polski stosuje jednolite zasady prowadzenia i obsługi rachunków bankowych, jak również jednakowe zasady finansowania wszystkich partii politycznych oraz komitetów wyborczych. Oznacza to stosowanie identycznych warunków, wykluczających jakiekolwiek odstępstwa i preferencje. Oznacza także obiektywizację oceny poszczególnych partii politycznych ubiegających się o finansowanie w naszym banku” - wyjaśnia Marek Kłuciński, rzecznik banku.
Kłuciński dodaje, że każdy klient z omawianego segmentu, aplikujący o kredyt w PKO BP, musi posiadać zdolność kredytową, określaną poprzez analizę dokumentów formalnoprawnych, do których sporządzania zobligowane są partie polityczne na podstawie powszechnie obowiązujących przepisów prawa oraz badanie wielkości potencjalnych przychodów w okresach przyszłych.
„Obsługa partii politycznych skoncentrowana jest w jednym Oddziale Regionalnym Banku. Ze względu na obowiązującą nas w stosunku do każdego klienta tajemnicę bankową, nie udzielamy informacji na temat pojedynczych klientów” – podkreśla rzecznik PKO BP.
Banki chętnie pożyczą kandydatowi na posła
_ Bezkonkurencyjny w udzielaniu kredytów wyborczych jest bank PKO BP, który wspiera swoją ofertą kredytową przynajmniej kilka organizacji. _W dużej części banki skupiają się na kredytowaniu poszczególnych kandydatów. Dzieje się tak ze względu na zabezpieczenia kredytu, które w przypadku osoby fizycznej są mniej wirtualne. Poza tym kredyt można zmieścić w kategoriach zwykłych kredytów konsumpcyjnych, co jest dla instytucji finansowej wygodne przede wszystkim z powodów prestiżowych – trudno jest bowiem po wyborach zarzucić instytucji zaangażowanie polityczne w wygraną tego, czy innego ugrupowania.
Analitycy bankowi nie ukrywają, że wiedząc, na co tak naprawdę kandydat pożycza pieniądze, inaczej wyliczają jego zdolność kredytową, a przy podejmowaniu decyzji wyjątkowe znaczenie mają sympatie polityczne społeczeństwa ogłaszane w sondażach. I tak członek Prawa i Sprawiedliwości czy Platformy Obywatelskiej szybciej dostanie kredyt niż szeregowy kandydat Ligi Polskich Rodzin, której – według wszystkich sondaży przedwyborczych – grozi polityczne zesłanie. Kandydat Samoobrony zaufania nie wzbudza wcale, ponieważ czołowe twarze tej partii były bądź są zaangażowane w spory dotyczące niespłacanych przez siebie kredytów.
W przypadku kredytu instytucjonalnego pozostaje jeszcze kwestia jego nazwy. Obecnie żaden bank nie ma w swojej ofercie kredytu na wejście do parlamentu. Banki pożyczają więc oficjalnie partiom działalność inwestycyjną lub rozwojową.
Bez gwarancji ani rusz
Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich, przyznaje, że kredyt na kampanię wyborczą jest dla banków „bardzo specjalnym rodzajem ryzyka”. Ale jeśli partia jest znacząca i ma w sondażach duże poparcie, to automatycznie ma również gwarancje Skarbu Państwa, który dotuje partie polityczne obecne w parlamencie.
_ Według komitetów wyborczych PiS i PO zamierzają pożyczyć z banków około 15 mln złotych. Natomiast LiD sfinansuje kampanię wyborczą z kredytu w maksymalnej kwocie 14 mln złotych. _ „Każdorazowo kredyt musi być oczywiście zabezpieczany także w inny sposób, bez względu na gwarancje Skarbu Państwa. Banki korzystają więc z ustawowych zabezpieczeń materialnych w postaci posiadanych przez partie polityczne papierów wartościowych, czy majątku trwałego. Jeśli chodzi o rynek kredytów dla partii politycznych, to on się w Polsce dopiero kształtuje. Na razie mamy zapotrzebowanie na takie kredyty raz na jakiś czas, mamy gwarancje Skarbu Państwa i inne możliwości zabezpieczania kredytów. Z czasem z pewnością będzie się ów rynek rozwijał.
Krzysztof Pietraszkiewicz podkreśla, że żaden z działających nad Wisłą banków „nie kalkuluje zdolności kredytowych komitetów wyborczych oraz własnych zysków z udzielenia kredytu partii politycznej w sposób inny niż jest to robione na rynku kredytów konsumenckich”. Inaczej mówiąc banki nie oczekują od przyszłych polityków innego traktowania po ewentualnym przejęciu przez swoich klientów władzy.
Banki zarobią także na obsłudze kont
Kampania wyborcza jest dla banków okresem żniw również z powodu wzmożonych przepływów pieniężnych związanych z pozabankowym finansowaniem poszczególnych komitetów wyborczych. Obowiązująca ordynacja znacznie ogranicza możliwości finansowania – komitetom i partiom politycznym nie wolno było zbierać pieniędzy od anonimowych sponsorów. Wszystkie darowizny dla kandydatów i ich organizacji muszą przechodzić przez konta bankowe i być wpłacane za pomocą przelewów, czeków bądź kart płatniczych.